Karty powinny być najwyższej jakości. Fot. Newsbar
Karty powinny być najwyższej jakości. Fot. Newsbar

-Ujawni Pan swoją twarz, imię, nazwisko?

-Muszę zachować umiarkowaną anonimowość. W tej branży sekret jest niezbędny. Na imię mam Piotr, jestem Olsztynianinem, wychowałem się przy ulicy Kościuszki, zajmuję się różnymi rzeczami, w tym amatorsko iluzją, magią – tyle powinno wystarczyć.

-Jest Pan magikiem czy szulerem?

-Absolutnie nie jestem szulerem. To, że sprawnie posługuję się kartami, pokazuję różne sztuczki, nie oznacza, że oszukuję. Szuler to zawodowy przestępca, który oszukuje partnerów podczas gry w karty. Pokazując różne sztuczki karciane jestem jak aktor, który gra króla. Odtwarzam rolę, co nie znaczy, że jestem królem. Gra w pokera na pieniądze chyba wszędzie jest zabroniona. Jeśli jest legalna, np. w kasynie, to karty rozdaje krupier. Poker to gra losowa, w której wygrywa nie ten kto ułoży jakąś kombinację, coś precyzyjnie wyliczy, a po prostu ten kto ma szczęście, jak w toto lotka. Jeśli przy stole siedzi szuler – jak np. na filmie Wielki Szu – to oczywiście wygrywa ten, kto lepiej oszuka…

-To dlaczego mówi się o pokerowej twarzy?

-Zwyczajna psychologia. Grający zachowuje pokerową twarz, żeby pokazać, że ma świetny układ kart, powiedzmy same asy. Jeśli już dochodzi do potajemnej gry w pokera, to często wynajmowani są obserwatorzy, których zadaniem jest śledzenie nie tyle mimiki twarzy pokerzystów, co rąk, zachowania w ogóle. Obserwator zwraca uwagę czy ręce są stale na stole, czy np. kciuk nie wędruje pod blat, czy między nogami, albo pod kolanem gracze czegoś nie ukrywają. Szulerzy podczas gry mogą zastosować różne sztuczki i np. wyłożyć swoją kartę ukrytą pod blatem. Sprawne palce w sposób niezauważony mogą naprawdę wiele namieszać podczas gry.

-Właśnie widzę co Pan wyprawia z kartami. Można się tego nauczyć?

-Lata treningów, ale sprawność już nie ta. Trochę jak z pianistą. Żeby osiągnąć wysoki poziom trzeba nieustannie ćwiczyć, uczyć się od innych, dbać o sprawność palców, pogłębiać wiedzę w zakresie psychologii, kreować nowe sztuczki. Trzeba też mieć karty najwyższej jakości. Te produkowane w Polsce do niczego się nie nadają. Najlepsze są oczywiście amerykańskie. Dobre karty muszą być wykonane z dobrego papieru, plastikowe odpadają. Muszą też mieć odpowiedni wymiar. Inne karty są do brydża, inne do pokera. Karty do pokera są najlepsze, bo mają inne wymiary. Są trochę mniejsze, lepiej leżą w dłoni.

Fot. Newsbar
Fot. Newsbar

-Kiedy rozpoczynał Pan swoją karierę w tej branży?

-Zacznijmy od tego, że nie jestem zawodowym iluzjonistą. Pokazuję różne sztuczki, nie tylko karciane, na rodzinnych spotkaniach, w gronie znajomych, dawniej podczas rożnych spotkań pracowniczych. Chodzi o rozrywkę. Pokaz ma dostarczyć widzom emocji, zadziwić, rozbawić, uświadomić, że są pewne tajemnice, których nie możemy pojąć. A zaczynałem bardzo dawno, jeszcze w szkole podstawowej. Byłem chłopakiem raczej ociężałym, w piłkę jak grałem to na bramce, bo w ataku trzeba było dużo biegać, a jednocześnie miałem w sobie potrzebę jakiegoś uznania, podziwu. Ponieważ nie mogłem osiągać sukcesów w sporcie zająłem się sztuczkami, dzięki którym zwracałem w środowisku uwagę na siebie. I tak trwa to do dziś…

-Na czym polega ta magia? Czy ujawni Pan tajemnicę jakiejś sztuczki? Na przykład iluzjonista wychodzi z asystentką na scenę, ona kładzie się w skrzyni, a magik przecina ją na pół.  Jak on to robi?

-To akurat sztuczka dość powszechna i prosta, ale solidarność zawodowa nie pozwala mi ujawnić tajemnicy? Dodam, że można kupić książkę iluzjonisty Haregoy Houdiniego, w której ten trik jest opisany. Są pokazy, które i mnie wprawiają w zdziwienie. Byłem na przykład na występie Davida Copperfielda, w sali kongresowej w Warszawie. Wspaniała iluzja. Copperfield stał na platformie i nagle zniknął, po czym pojawił się w innym miejscu – naprawdę nie wiem jak on to zrobił.

-A w jaki sposób Pan opracowuje swoje sztuczki? Jak się je wymyśla?

-Najczęściej się kupuje. W dobie internetu jest to coraz łatwiejsze. Na świecie rynek iluzji jest dość duży. Np. we Francji, w każdym większym mieście jest sklep dla iluzjonistów, gdzie można kupić różne akcesoria. Są książki na ten temat, w sieci są filmy, które ujawniają tajemnicę po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Często iluzjoniści, którzy np. ze względu na swój wiek schodzą ze sceny zakładają takie sklepy lub odsprzedają wiedzę za gotówkę. Mój fecebookowy kolega, francuski magik Jean Pierre Vallarino, tak zrobił. Ma w Paryżu specjalistyczny sklep. Podobnie Dominique Douvivier – obaj mnie bardzo inspirują. Bywa i tak, że wiem na czym polega dana sztuczka, ale z różnych powodów nie mogę samemu wykonać akcesoriów. Wtedy kupuję je w sklepie.

Walizka iluzjonisty. Fot. Newsbar
Walizka iluzjonisty. Fot. Newsbar

-Ile kosztuje wiedza? Ile kosztuje sztuczka?

-Bardzo różnie oczywiście. Od kilkunastu, za prostą sztuczkę, po kilkaset euro, za bardziej zaawansowaną. Ja oczywiście takie sztuczki też kupuję, ale scenariusze pokazu buduję sam. Młodzi magicy nie mają respektu dla sztuki i sprzedają informacje o sztuczkach na YouTube. Sztuczki są swoistymi klockami, elementami z których buduje się występ. To nie jest tak, że jak się kupi wiedzę, to automatycznie zostaje się iluzjonistą. Trzeba w to włożyć jeszcze dużo pracy, emocji, wykorzystać psychologię postrzegania oglądających, kolory, światło, własny sposób zachowania związany z kierowaniem uwagi na inne elementy. Dopiero perfekcyjne opanowanie wszystkich składników tworzy pokaz artystyczny. Niektóre triki wymagają akcesoriów, przy trikach karcianych używam specjalnego sprayu, żeby karty lepiej trzymały się rąk.

-Czy ja dobrze Pana rozumiem – nie da się uzyskać iluzji wykonując podejrzane ruchy?

-Wszystko musi grać, postawa, uśmiech, rytuał. Na przykład, mam tu walizkę wypełnioną wieloma taliami kart. Otwieram walizkę, szukam pośpiesznie jednodolarowej monety, którą wykorzystam w pokazie. Pan wędruje wzrokiem za moimi rękoma, a ja nagle odkrywam, że monetę mam nie w walizce, a w bocznej kieszeni koszuli. To oczywiści gra z mojej strony. To może być np. przygotowanie do zmęczenia pana. Takim elementem zmęczenia może być moja zielona koszula i czerwona podkładka, na której będę robił pokaz – wiadomo, że te dwa kolory się nie lubią, obserwujący raczej nie może się na nich skupić. Każdy element stroju, sposób siedzenia, układ ciała, położenie rąk i inne moje zachowania mają znaczenie w iluzji. Przydaje się znajomość psychologii, po to, aby przewidzieć zachowania oglądających. Podczas pokazu w mniejszym gronie zawsze znajdzie się osoba, która chce pokazać, że złapała iluzjonistę na podstępie. Ta osoba chce się dowartościować i prawie zawsze wiem w jaki sposób. Na przykład postawi zarzut, że nie przetasowałem kart. A ja tylko na to czekam podczas powtórnego pokazu. Przetasowuję karty i wchodzę na kolejny poziom iluzji wytrącając dociekliwemu obserwatorowi wszelkie argumenty. Zdziwienie pozostałych obserwatorów jest jeszcze większe.

Fot. Newsbar
Fot. Newsbar

-Z tego co Pan mówi odnoszę wrażenie, że występ iluzjonisty to coś w rodzaju spektaklu teatralnego?

-Można tak powiedzieć. Iluzja, to nie tylko sztuczki, technika czy rekwizyty. Iluzja, to coś więcej, to sztuka sama w sobie, to efekt pracy nad każdym najdrobniejszym szczegółem. A jej najważniejszym elementem, głównym bohaterem jest widz, którego chcemy przenieść w lepszy świat, choćby na jedną sekundę. To widz, jego psychika, emocje, wrażliwość, zmysły inspirują magika. Iluzja jest jak muzyka, jak teatr, jak obraz. Iluzja, to poszukiwanie i dążenie do estetyki gestów, elegancji, gracji, płynności. Technika jest tylko generatorem radości, ale sekret to praca. Sztuczka bez tego wszystkiego, bez historii, bez słów, bez poezji jest pusta i zostanie szybko zapomniana.

-Widziałem sztuczkę w Pana wykonaniu. Wyglądała tak: kilka osób siedzi przy stole. Jedna z osób dostaje dziesięć kart. Trzy z nich podpisuje flamastrem i ukrywa w dłoniach. Po przeciwległej stronie stołu siedzi inna osoba i też ukrywa w dłoniach dziesięć kart. Czary mary i te podpisane karty w niewiadomy sposób wędrują do tej drugiej osoby. Pierwsza osoba ma 7 kart, a druga 13. Jak to możliwe? Zdradzi Pan tajemnicę?

-Trik nie jest mój, autorem jest pewien Francuz, stąd nazwa triku: Un voyage à la carte (Wycieczka z kartą). Oczywiście karty nie fruwają, nie przechodzą w niewidzialny sposób. Na czym trik polega nie mogę powiedzieć – wspominałem, solidarność zawodowa. To zresztą nie powinno mieć znaczenia, chodzi o zabawę. Ale proszę mi wierzyć trzeba umieć bajerować, opowiadać historię, wciągnąć  emocjonalnie widza w pokaz. Liczy się doświadczenie, sprawność rąk, umiejętność liczenia, tasowania kart. Najlepszy numer to jednak jest wtedy, gdy jeden magik robi w ciula drugiego…