Jest coś takiego jak lokalna racja stanu, czyli nadrzędny interes miejscowej społeczności, wspólny dla większości mieszkańców. Teoretycznie taki nadrzędny interes mieszkańcy wskazują w wyborach samorządowych, jednak, jak pokazuje doświadczenie, często zdarzają się zbiorowe pomyłki, ponieważ w kampanii kłamstwo uchodzi za normę. Zdezorientowani wyborcy głosują wtedy wbrew lokalnej racji stanu.
W politycznym krajobrazie dominują populiści, którzy kłamią, oszukują, straszą i wytrzepują ozorem nierealne obietnice
Nadchodzące wybory będą szczególne. W politycznym krajobrazie dominują populiści, którzy kłamią, oszukują, straszą i wytrzepują ozorem nierealne obietnice. Stosując najnowsze techniki socjotechniczne i przy wsparciu tzw agentów wpływu oraz pożytecznych idiotów mogą zdominować nam samorządy na najbliższe pięć lat.
Obecna fala populizmu, także lokalnego, miała swój początek w Islandii, gdzie wybory samorządowe w 2010 r. wygrała “Najlepsza Partia” (Besti flokkurinn) założona przez telewizyjnego komika Jona Gnarra. Partia wygrała wybory komunalne w Reykjaviku, zdobywając aż 34,7 proc. głosów, a lider ugrupowania został burmistrzem miasta.
Program partii był prosty: obiecywać wszystko wszystkim. Na przykład partia proponowała wszystkim bezpłatne ręczniki przy każdym basenie i gejzerze, albo sprowadzenie niedźwiedzia polarnego do stołecznego Zoo. Gnarr przyznawał w kampanii wyborczej, że jego partia może obiecywać więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ w żadnym razie nie zamierza dotrzymywać obietnic. “Pozwólmy odejść imbecylom” – śpiewa Najlepsza Partia w poniższym teledysku.
Wszystko wskazuje na to, że w tych wyborach wystartuje kilku olsztyńskich klaunów, którzy będą obiecywać ogórki na jarzębinie. A to bezpłatne przedszkola, a to darmowe przejazdy komunikacją miejską, a to bezpłatny wstęp do teatru, a to darmowy dentysta miejski. Nikt oczywiście nie powie skąd weźmie na to pieniądze, bo przecież kampania ma swoje prawa. Same wybory, tak – mają swoje prawa, jak np. metodę D’Hondta, która premiuje największych, a nie najgłupszych. Im większe rozdrobnienie, tym więcej zbiera największe ugrupowanie.
I oto Platforma, która przecież powinna znać wyborczą kuchnię, ogłasza, że wystartuje w koalicji ze zmizerniałą Nowoczesną i stanie do wyborów obok Grzymowicza, na ten moment najsilniejszego kandydata na prezydenta Olsztyna. Konkurentem będzie Beata Bublewicz znana z tego, że jest znana. Jeśli do listy dodać Małkowskiego, Wypija, Kacprzyckiego, to rozdrobnienie głosów jest gwarantowane. A tam, gdzie duże rozdrobnienie i zalew obietnic bez pokrycia, o wyjściu z grupy mogą decydować pojedyncze głosy. Komicy mogą przejąć miasto!
Ktoś Platformie powinien powiedzieć: puknijcie się w czoło. Ważniejsza jest lokalna racja stanu niż promocja słupa
To właśnie Platforma Obywatelska podkopuje fundamenty lokalnej racji stanu. W wyborach na prezydenta Olsztyna nigdy nie miała znaczących osiągnięć (w poprzednich wyborach Anna Wasilewska zdobyła 10 procent głosów) i teraz będzie podobnie. Zamiast poprzeć drużynę Grzymowicza, Platforma napina muskuły jak Gołota przed przegraną walką.
Celem jest raczej promocja Bublewiczowej przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi niż stołek prezydenta. Ktoś Platformie powinien powiedzieć: puknijcie się w czoło. Ważniejsza jest lokalna racja stanu niż promocja słupa. Kampania jeszcze się nie zaczęła, można – jak we Wrocławiu – wycofać się z błędnej decyzji.