Ciąg dalszy zawirowań na rynku energii. Sejm uchwalił, senat zatwierdzi, a prezydent za moment podpisze ustawę, która ma zablokować podwyżki cen prądu. Cała operacja będzie kosztować ok. 9 miliardów zł.
Rząd obniży akcyzę (1,85 mld zł), opłatę przejściową (2,24 mld zł), dopłaci koncernom energetycznym za poniesione straty (4 mld zł), wyłoży 1 mld zł na tzw system zielonych inwestycji. Ustawa ma wejść w życie 1 stycznia 2019r. a opłaty za prąd mają pozostać na poziomie z lipca 2018r.
Ale co z umowami podpisanymi przez samorządy z koncernami energetycznymi? Przypomnijmy, że olsztyński samorząd jeszcze w listopadzie podpisał umowę na grupowy zakup prądu, o czym pisaliśmy tutaj. Prezydent Olsztyna chwalił się wtedy, że zawarł kontrakt na dostawę energii w cenie “tylko” 60 proc. wyższej od obecnej, co ilustrujemy na infografice. Zawarcie kontraktu o wartości wyższej o 6 mln zł już wtedy wydawało się dziwaczne i na pewno nie był to powód do dumy. Strach przed bezumownym pobieraniem prądu? Nadgorliwość władz samorządowych? Pewnie jedno i drugie…
Więc ponownie stawiamy pytanie: co z cenami za prąd dla Olsztyna? Czy w związku z listopadowym kontraktem wzrosną ceny za przejazdy tramwajami, opłaty za śmieci itd? Rząd zapowiada, że koncerny energetyczne będą musiały do 1 kwietnia 2019 r. renegocjować umowy z samorządami, a europoseł Karol Karski (PiS) z Warmii, Mazur i Podlasia przestrzegł w mediach, że prezes firmy energetycznej, który tego nie zrobi zostanie zdymisjonowany. Cała ta post peerelowska operacja polegająca na sztucznym zamrożeniu cen pachnie eurowyborami, choćby z tego względu, że dymisjami grozi europarlamentarzysta nie mający nic wspólnego z rynkiem energii, chyba, że za taki uznać elektryczny melex, którym deputowany szarżował w cypryjskim hotelu.
Pachnie wyborami także dlatego, że interwencja ma dotyczyć roku 2019, w którym ceny prądu na zintegrowanym europejskim rynku hurtowym energii zapewne dalej będą rosły. W 2020 r. do rachunków za prąd będzie doliczana nowa opłata tzw. mocowa. A więc już za 12 miesięcy problem się powtórzy, z tym, że będzie już po wyborach parlamentarnych i gorący kartofel trafi w ręce nowego rządu.
Zaproście Karskiego do stołu, niech się jako miejscowy europoseł wykaże, bo od czterech lat nikt go w Olsztynie nie widział
Regulowanie cen na wolnym rynku zawsze brzydko się kończy, to prosta droga do ruiny gospodarki. Tak będzie i teraz, z tym, że problem ze zdwojoną siłą powróci za jakiś czas, np. poprzez dalszą erozję polskiej energetyki, a może i wycofaniem się z rynku zagranicznych inwestorów. Zamiast rozwijać rynek odnawialnych źródeł energii rząd majstruje w budżetach firm jak komunistyczny minister ds. cen, Zdzisław Krasiński, który w 1985 r. poprzez regulację cen gwarantował “chrupiące bułeczki”. Nie sposób odmówić racji krytykom decyzji rządu. Słusznie wskazują, że w ostatnich kilkunastu miesiącach ceny masła wzrosły o kilkadziesiąt procent i kierując się metodologią rządzących należałoby wprowadzić fundusz maślany na rynku nabiału, a więc obniżyć podatki i dopłacić miliardy mleczarniom.
Miejmy nadzieję, że tym razem samorządowcy z Olsztyna siadając ponownie do negocjacji cenowych nie popłyną z prądem. Zaproście panowie i panie Karskiego do stołu, niech się jako miejscowy europoseł wykaże, bo od czterech lat nikt go w Olsztynie nie widział. Skoro rząd mówi, że ceny prądu mają być na poziomie tegorocznych, to razem z Karskim przyciśnijcie ich, żeby były nawet niższe. Da się… Jak nie, to Karski zwolni kogo trzeba… /Bar/