W latach 1971-88 około 50 tysięcy mieszkańców Warmii i Mazur wyjechało do RFN. Bez przymusu, z „przyczyn ekonomicznych”. W rzeczywistości zdradzeni przez PRL, bo wyjazd z biletem w jedną stronę nigdy dobrowolny nie jest. Tym, którym teraz ojcowiznę chcą odzyskać i w sądach wolnej Polski walczą o odszkodowanie za krzywdę, stawiamy zarzut „niemieckich roszczeń”.
Milionowe odszkodowanie
Ich twarzą stała się Agnes Trawny z Nart pod Szczytnem. Uparta Mazurka początkowo przegrywała sprawy w kolejnych instancjach aż, w 2005 roku, Sąd Najwyższy (sędzia Gerard Bieniek) uznał jej prawo do rodzinnego domu oraz blisko 50 hektarów ziemi i lasu. Największe emocje, także polityczne budził fakt, że zwrot nieruchomości wiązał się z koniecznością opuszczenia domu w Nartach, przez dwie rodziny robotników leśnych Głowackich i Moskalików, które osiedliły się tam w roku 1981. Sprawy o wydanie nieruchomości, potem o eksmisję, na koniec, w 2014 roku, o zwrot nakładów na utrzymanie domu, jakie ponieśli nowi mieszkańcy, długie lata toczyły się w sądach w Szczytnie i Olsztynie. Także sprawy o odszkodowanie za grunt nad jeziorem, którego fizycznie nie można już było odzyskać, gdyż gmina Jedwabno, zaraz po wyjeździe Trawnych, podzieliła go na działki rekreacyjne i korzystnie sprzedała. O milionie złotych (konkretnie 1 milion 108 tysięcy) odszkodowania jakie Sąd Okręgowy w Olsztynie przyznał w 2009 Mazurce informowały wszystkie media.

Nie ona jednak pierwsza, z tzw. „późnych przesiedleńców” – do wspomnianych 50 tysięcy w latach 1972-88 należy dodać jakieś 20 tysięcy w latach 1989-91, do momentu, kiedy obywatele polscy stracili w RFN możliwość ubiegania się o status uchodźcy – upomniała się o zwrot pozostawionego w Polsce majątku. Już w połowie lat dziewięćdziesiątych Sąd Okręgowy w Olsztynie nakazał np. zwrot poprzednim właścicielom gospodarstwa w Guzowym Piecu (gmina Gietrzwałd). Tu sprawa była jednak „prostsza”, bo nie wszyscy z licznej rodziny wyjechali do Niemiec i z polskimi dowodami osobistymi w ręku, byli na miejscu. Choć nie obeszło się bez tego, że starzy właściciele, po kolejnym sadowym wyroku, musieli nowym, małżeństwu K. (ona urodzona w Guzowym Piecu w roku 1945) wypłacić kilkadziesiąt tysięcy za ratowanie zabudowań. W rezultacie stać ich było potem na postawienie obok drugiego domu, o wiele lepszego.
Komuniści traktowali gospodarstwa jak mienie poniemieckie
O potwierdzenie polskiego obywatelstwa, udowodnienie, że wyjeżdżając „w jedna stronę”, Mazurzy i Warmiacy wcale tego obywatelstwa nie tracili batalię stoczył Alfred Skibowski, który pod koniec lat siedemdziesiątych wyjechał do Niemiec z olsztyńskich Dajtek. Po odmowach wydania polskiego dowodu przez wojewodę i ministra spraw wewnętrznych sprawa oparła się o Naczelny Sąd Administracyjny, który pod koniec lat dziewięćdziesiątych (w składzie Ewa Łętowska) nakazał potwierdzić obywatelstwo, to był precedens na skalę kraju. W skomplikowanej sytuacji prawnej być może decydujący okazał się fakt, że choć, starając się o wyjazd, rodzina z Dajtek składała do ówczesnej Rady Państwa wniosek o zrzeczenie się polskiego obywatelstwa – najpóźniejsi przesiedleńcy, z drugiej połowy lat 80-tych już tego nie musieli i w większości zachowali swoje polskie dowody – odpowiedzi na ten wniosek nigdy nie dostała.
Wniosek Skibowskich nawet nie został przesłany do Warszawy, wraz tysiącami podobnych zalegał w archiwum dawnego wydziału paszportowego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych.
Organ państwa na wniosek o zrzeczenie się obywatelstwa nie odpowiedział, bo wtedy, 30-40 lat temu, wyjazdy do Niemiec uznawane były za ostateczne „spalenie mostów”, tymi zaś, którzy wyjechali, nie warto już było sobie zawracać głowy. Pozostawiane przez wyjeżdżających ziemię i domy komunistyczne władze traktowały jak mienie poniemieckie, porzucone w trakcie działań wojennych, lub w rezultacie wysiedleń w latach 1945-48. Okoliczności przejmowania tych nieruchomości na skarb państwa, fakt że rzadko odbywało się to formalnie (np. z urzędowym opisem stanu inwentarza) a co najważniejsze bez stosownych zmian w księgach wieczystych, są główną przyczyną obecnych roszczeń. Bo nikt nie przypuszczał, że PRL w 1989 roku się skończy, a spalone mosty zostaną tak szybko odbudowane.
Popłoch na Dajtkach
Sprawa na olsztyńskich Dajtkach wynikła tego, że mieszkający w Niemczech Warmiak, odwiedzając na początku lat dziewięćdziesiątych rodzinne strony, zwyczajnie sprawdził w wydziale ksiąg wieczystych, że to ciągle jego rodzice figurują jako właściciele gruntu, na którym w międzyczasie pobudowane zostało pół nowego osiedla. Zastrzeżenie, jakie wniósł w ratuszu, wywołało uzasadniony niepokój mieszkańców, choć mieli w rękach własne akty notarialne i hipoteki. Rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych ostatecznie ich obroniła, ponad stu nowych właścicieli musiało jednak w latach 2008-2009 potwierdzać swoje prawa w sądzie osobiście.

Sprawa ciągle zresztą daleka jest od ostatecznego „wyprostowania”. Np. co z niewykorzystanymi obrywakami dawnych działek, z których część została wywłaszczona (często, tak jak w wielu innych przypadkach, szczególnie w miejscach atrakcyjnych turystycznie, był to warunek otrzymania paszportu) jeszcze przed wyjazdem Warmiaków? Symbolicznym jej końcem jest jednak to, że stary, czerwony dom byłych właścicieli jest właśnie rozbierany.
Fizycznie zostawione domy i gospodarstwa trudno odzyskać dlatego, że zwykle mają nowych właścicieli, albo stały się terenem często kilku kolejnych transakcji i inwestycji, np. na części będącej przedmiotem sprawy odszkodowawczej działki w Gietrzwałdzie, stoi dziś Dom Pielgrzyma. Przypadek zwrotu w naturze, dotyczy właściwie tylko gospodarstwa Agnes Trawny w Nartach i gospodarstwa w Kanigowie, pod Nidzicą, które po wyjeżdżającej do Niemiec rodzinie Łukaszewskich (Lukaschewski) objęła w 1983 roku rodzina Smolińskich. Na pierwszy sygnał o roszczeniu nowi właściciele wnieśli w 2008 roku do sądu w Nidzicy wniosek o zasiedzenie nieruchomości. 25 lat władania gospodarstwem nie wystarczyło jednak, rolnicy przegrywali w kolejnych instancjach, a sprawa skończyła się dopiero w 2014 roku tym, ze nowy gospodarz zawarł ugodę ze starym i mu zapłacił , chociaż tylko mniej niż 1/3 żądanej początkowo kwoty.
Podobny wniosek o zasiedzenie miał obronić lokatorów połowy domku przy ulicy Jagiellońskiej w Olsztynie. To był właściwie jedyny przypadek, kiedy o poprzednich właścicielach można było mówić – Niemcy, lecz stroną w sądzie byli nie oni, a polscy właściciele przedsiębiorstwa budowlanego, którzy kupili domek natychmiast po tym, jak własność rodzeństwa R. została prawnie potwierdzona. W 2010 wniosek o zasiedzenie – pozew złożyło miasto Olsztyn – upadł, wyremontowane szybko pół domu ma dziś innych lokatorów.
Pozwów ubywa…
Według informacji z Sądu Okręgowego w Olsztynie, w ostatnich latach, od 2013 licząc, do sądów okręgu olsztyńskiego wpłynęło 21 pozwów związanych z tzw. roszczeniami. W rzeczywistości, nawet z wcześniejszymi, ledwie kilkanaście, bo w paru przypadkach np. pozwu o odszkodowanie rodzeństwa K., byłych mieszkańców Spręcowa w gminie Dywity, sprawa zaczyna się („próbnie”, ale także ze z powodu kosztownego wpisu sądowego) od wniosku jednego z zainteresowanych, po którym, utartym trybem, następują pozwy reszty spadkobierców. Nim sprawa trafi do sądu, musi przejść postępowanie administracyjne, musi zostać uchylona decyzja administracyjna o przejęciu danej nieruchomości, wykazane błędne przesłanki prawne decyzji naczelnika gminy, czy prezydenta miasta sprzed 30-40 lat. Nie zawsze się to udaje. Na tym etapie utknęło np. roszczenie Agnes Trawny do gospodarstwa po mężu w Przykopie (gm. Purda). Trzeba też skarżyć właściwą decyzję, o czym przekonała się w 2016 roku rodzina M. składająca w ubiegłym roku do Sądu Okręgowego w Olsztynie pozew o odszkodowanie za działkę w Pluskach (gm. Stawiguda), na której stoją teraz trzy domki letniskowe.

Czasem sprawę blokuje brak zgody spadkobierców, jak w przypadku byłych właścicieli gospodarstwa w Redykajnach, gdzie w wciągu ostatnich dwudziestu lat wyrosło najnowsze olsztyńskie osiedle domków jednorodzinnych. Stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnej to zawsze punkt wyjścia (w języku prawniczym tzw. prejudykat) dla postępowania przed sądem cywilnym, ale to na osobie składającej roszczenia leży obowiązek udowodnienia szkody i związku pomiędzy szkodą, a działalnością państwa. Gdy skarb państwa (najczęściej wojewoda, reprezentowany przez Prokuratorię Generalną) kwestionuje te wyliczenia, sąd dopuszcza dowód z opinii biegłego.
Prowadzenie spraw o odszkodowania „późnych przesiedleńców” z Warmii i Mazur praktycznie zmonopolizowały trzy kancelarie prawne, dwie z Olsztyna, jedna ze Szczytna. Każda z tych spraw jest jednak inna i orzeczenia bynajmniej nie zapadają z automatu. Dochodzenie roszczeń, to zwykle wieloletnia, szeroko zakrojona kampania sądowo-prawna, np. roszczenie Jana Józefa Bolewskiego (jako młody chłopak wyjechał z rodzicami w 1978 roku) o 24 hektary nad Jeziorem Krzywym w Olsztynie było przedmiotem aż siedmiu odrębnych postępowań i chociaż najważniejsze, korzystne dla zainteresowanego rozstrzygnięcia, zapadły już 2-3 lata temu, sprawa nie jest zamknięta.
Niektóre pozwy w ogóle przepadają, np. w 2015 roku sprawa rodziny Sz. (wyjechali w 1982), byłych mieszkańców Nerwika w gminie Purda, ale to może dlatego, że wnosili oni o odszkodowanie (2 miliony złotych) łącznie za całą nieruchomość, gdy tymczasem las, który wchodził w jej skład, można próbować odzyskać – tak jak przed laty udało się to Agnes Trawny – w naturze. Można, ale bez większych szans, bo pozwom o zwrot działek leśnych Lasy Państwowe – najwięcej roszczeń dotyczy podolsztyńskiego Nadleśnictwa Kudypy – z zasady przeciwdziałają wnioskami o zasiedzenie i takie sprawy w sądzie generalnie wygrywają.
Największe odszkodowanie orzeczone przez olsztyński sąd przekroczyło milion złotych, wśród trzech nowych wniosków, które są w trakcie rozpatrywania przez Sąd Okręgowy w Olsztynie tylko jeden wpłynął w roku 2017. Liczba pozwów spada.
Stanisław Brzozowski
Roszczenia uznane
- Guzowy Piec ( gm. Gietrzwałd) 2. Narty (gm. Jedwabno) 3. Kanigowo (gm. Nidzica) 4. Olsztyn/ul .Jagiellońska 5. Spręcowo (gm. Dywity) 6. Kaplityny (gm. Barczewo) 7. Podlejki (gm. Gietrzwałd) 8. Warchały ( gm. Jedwabno) 9. Tomaszkowo – gm. Stawiguda 10 Naglady (gm. Gietrzwałd) 11. Stawiguda 12. Dorotowo (gm. Stawiguda) 13. Olsztyn/ Likusy 14. Gietrzwałd. 15 Mątki (gm. Jonkowo). 16 Tomaryny (gm. Gietrzwałd)
Roszczenia oddalone
- Nerwik ( gm. Purda) 2.Pluski (gm. Gietrzwałd) 3. Gady (gm. Barczewo)
Emigracja ludności rodzimej z Warmii i Mazur do RFN w latach 1971-1988
(źródło Statistiches Jahrbuch für Bundesrepublik Deutschland 1972-1990, Wiesbaden 1990) za Andrzej Sakson „Od Kłajpedy do Olsztyna”, Instytut Zachodni Poznań 2011 s. 342)
1971 – 8163
1972 – 2210
1973 – 1045
1974 – 911
1975 – 647
1976 – 6318
1977 – 6470
1978 – 5938
1979 – 4897
1980 – 3293
1981 – 4177
1982 – 2941
1983 – 1163
1984 – 694
1985 – 758
1986 – 890
1987 – 1359
1988 – 3353