„Okolice Ostródy” 2012 r.

Tadeusz Prusiński

Ostatniego dnia stycznia 1969 zamknięto pierwsze morąskie kino. Działało pół wieku, z jedną tylko, ponadroczną, przerwą. Po wojnie nadano mu nazwę „Adria”. Wprawdzie w 1983 roku uruchomiono je ponownie, ale w jakże niekinowych warunkach i tylko na cztery lata.

Kino w Morągu (wówczas Mohrungen) rozpoczęło działalność w sobotę 25 stycznia 1919 roku jako „Lichtspielbühne Deutsches Haus, Inhaber Hesse” w sali hotelu „Deutsches Haus” przy Polnische Strasse (dziś ul. Pomorska).[1] W Polsce dzień później odbyły się pierwsze po odzyskaniu niepodległości wybory do Sejmu Ustawodawczego.

Właścicielem morąskiego „Lichtspielbühne” był rzutki mistrz malarski Wilhelm Hesse, mieszkający przy Mauerstrasse 23, tel. 119 (ul. Murarskiej 23, dziś ul. Rataja). Znany w Morągu również z tego, że dziesięć lat wcześniej założył tu Towarzystwo Śpiewacze, które powołało dwugłosowy chór.

Pod koniec 1918 roku mistrz Hesse, zwietrzywszy niezły interes, rozszerzył swoją działalność o – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – usługi kinowe. Morąg liczył wtedy ok. 4,6 tys. mieszkańców, więc Hesse obliczył, że na początek wystarczy sala na dwieście miejsc siedzących. Taką miał hotel „Deutsches Haus”. Po podpisaniu umowy dzierżawy właściciel „Lichtspielbühne” salę odpowiednio przystosował i rozpoczął wyświetlanie filmów. Początkowo projekcje odbywały się raz w tygodniu, właśnie w soboty, ale już w 1920 roku kino Hessego oferowało dwa seanse w tygodniu, w czwartek i w piątek.

W 1921 roku kino miało tyle samo miejsc, funkcjonowało nadal w tym samym „Deutsches Haus”, ale już przy Osteroder Strasse 19, tel. 135 (ul. Ostródzka), co oznacza, że zmieniono nazwę ulicy. Morąg liczył wówczas 4754 mieszkańców, a seanse odbywały się raz w tygodniu. Wyświetlono wtedy tylko 33 filmy.

Hessem kierowały nie tylko „ideowe”, lecz przede wszystkim komercyjne pobudki i motywacje. Interes kinowy szedł dobrze (mimo małego dołka w 1921 roku), więc kilka lat później przeniósł „Lichtspielbühne” do własnego budynku, przeznaczonego tylko do tego celu.

Wiadomo na pewno, że w 1928 roku, w liczącym pięć tysięcy mieszkańców Morągu, „Lichtspielbühne” Hessego mieściło się już w nowym miejscu, przy Mühlendamm 1 (po drugiej wojnie światowej – ul. Zbożowa), i miało większą o 50 miejsc widownię. Projekcje odbywały się dwa lub trzy razy w tygodniu, w zależności od potrzeby.

Lata 20. minionego wieku były okresem filmu niemego, więc projekcjom towarzyszyła muzyka, grana na żywo przez tapera, tj. pianistę akompaniującego scenom filmowym. Gdy w drugiej połowie tej dekady świat filmowy został zawojowany przez dźwięk[2], taperzy przestali być potrzebni. W Morągu udźwiękowione filmy wyświetlano od 1931 roku.

Repertuar morąskiego kina tamtych lat nie wyróżniał się czymś szczególnym. Wyświetlano zarówno  produkcje typowo rozrywkowe, jak i wybitne dzieła mistrzów ówczesnego kina, np. sławnego Fritza Langa „Zmęczona Śmierć” (z 1921 r.) „Nibelungi” (1924) czy „Metropolis” (1927).

W pierwszej połowie lat 30. kino w Morągu liczyło już 260 miejsc i można było dodzwonić się doń po wykręceniu numeru 406. Projekcje odbywały się trzy – cztery razy w tygodniu.

Urodzony i mieszkający przed wojną w tym mieście niemiecki historyk dr Ernst Vogelsang[3] wspomina na potrzeby tego artykułu, że był wówczas dzieckiem z dość skąpym kieszonkowym, więc na wypady do kina nie mógł sobie za bardzo pozwalać. W takiej sytuacji było wiele morąskich dzieci. Dr Vogelsang pamięta, że kopie filmów często były gorszej jakości, nieźle już wyeksploatowane.

W 1935 roku sytuacja morąskiego kina pogorszyła się. Widownia zmniejszyła się o prawie trzydzieści foteli i liczyła 233 miejsca, a filmy wyświetlano dwa razy w tygodniu.

Na szczęście jesienią tego roku w mieście utworzono garnizon wojskowy, który rozlokowano w nowych koszarach na północnym przedmieściu. Do Morąga sprowadziły się piechota i artyleria – piechurzy stacjonowali w koszarach Thorner, artylerzyści – w koszarach Kolberg. Stały pobyt wojska ożywił miasto gospodarczo. Oprócz koszar powstały nowe osiedla (m.in. domy dla kadry oficerskiej) i ulice, gmachy użyteczności publicznej, poprawiła się infrastruktura miejska. Ale Morąg, z rozłożoną wokół rynku starówką i pałacem Dohnów oraz krzyżackim zamkiem na jej obrzeżach, zachował czar małego, starego wschodniopruskiego miasteczka.

Garnizon pomógł również mistrzowi Hessemu w podreperowaniu „Lichtspielbühne”. W 1940 roku jego kino powiększyło widownię do 420 miejsc, a seanse znowu odbywały się trzy – cztery razy w tygodniu. Miasto liczyło wówczas 7027 mieszkańców.

*          *          *

Dom Hessego przy Mauerstrasse 23 stał właściwie na murze obronnym. Miał balkon od strony Mühlendamm (ul. Zbożowa). Cała zresztą parcela między murami a Mühlendamm należała do rodzinny Hesse. Scho­dząc z parteru schodami można było przez podwó­rze pod balkonem dojść do zaplecza kina. Na podwór­ku, pomiędzy murem a ki­nem, mieścił się duży skład węgla, koksu i drewna, któ­re służyły do ogrzewania sal kinowych. Było również wydzielone miejsce na drabiny, rusztowa­nia i beczki z farbą w proszku.

Na parterze do­mu, w małym pokoiku z oddzielnym wejściem, mieściła się kancelaria ki­na. Oprócz niej było tam jeszcze pięć innych po­mieszczeń: kuchnia, sekre­tariat i trzy pokoje. Kolejne trzy pokoje i kuchnia znaj­dowały się także na piętrze. Budynek ogrzewany był piecami kaflowymi. Wszystkie pomieszczenia oprócz kuchni były wytapetowane. Dominowały ciemne kolo­ry, na których umieszczano motywy kwiatowe. Kwiaty były również wymalowane ręcznie na sufi­tach, jak też otaczały zwisającą lampę. Malo­wano je również w narożni­kach sufitu.

Przy domu Wilhelm Hesse miał ogród z głębokim na metr sporych rozmiarów oczkiem wodnym i fontanną. Był to najpiękniejszy ogród w Morągu. Od wiosny aż do późnej jesieni zachwycał oczy i nosy. Rosły tam śliwy, wiśnie i ja­błonie. Gdy w maju zakwitał w nim bez, zapach przenosił się aż do mieszkania przy Mauerstrasse 23.

Oprócz bujnej roślinności, fontanny i oczka z liliami, strzałkami wodnymi i trzciną, urodę ogrodu podkreślały dwie drewniane altanki z oszklonymi szczytami, obrośnięte dzikim winem. Jedna z nich opierała się o połu­dniową ścianę kina, a winoro­śl pięła się aż po dach „Lichtspielbühne”. Ogród położony był poniżej poziomu Mühlendamm. Mimo to nigdy nie stała w nim woda. Te­ren wokół kina był zdrenowany.

Prawdopodobnie w drugiej połowie lat 30. mistrz Hesse przepisał własność kina na syna Rudolfa. Młody Hesse mieszkał w domu przy Mauerstrasse, który nie przetrwał wojny. Dziś na miejscu tego bu­dynku stoi sklep pasman­teryjny PSS „Społem”. Rudolf, który w czasie wojny był oficerem SS, za domem też miał ogród z fontanną (jej resztki jeszcze pamiętam, w latach 60. stanowiły część placu zabaw dla dzieci), ale nie dbał o niego w takim stopniu, jak ojciec.

*          *          *

Rok 1945 rozpoczął się śnieżnie i mroźnie. Temperatura spadła do –20 st. C. Armia Czerwona była już u granic Ostpreussen, ale nikt z mieszkańców Morąga nie przypuszczał, że wejdzie tak szybko w głąb prowincji, nie napotykając właściwie większego oporu. Pierwsze czołgi z czerwoną gwiazdą  wjechały do Morąga w poniedziałek 22 stycznia około godz. 20:30. Walki o miasto skończyły się 23 stycznia około ósmej.

W lutym Morąg był poważnie zniszczony. W gruzach leżała starówka, ale ratusz i gmach banku były tylko wypalone. Im dalej od starówki, tym mniej gruzów. Budynek „Lichtspielbühne” Hessego ocalał. Nie miał tego szczęścia okazały gmach największego w mieście domu towarowego „Theodor Bowien”, stojący niedaleko kina, na rogu ulic Zbożowej i Dąbrowskiego. Rosjanie spalili go miotaczami ognia, jak zwykli to czynić podczas tej ofensywy. Nadawał się wprawdzie do odbudowania, ale podzielił los wielu innych zniszczonych (nawet w małym stopniu) obiektów – został rozebrany, a cegły wywieziono na odbudowę Warszawy. Podobny los spotkał budynek stojący po lewej stronie „Adrii” jeszcze w 1946 roku.

Kino ocalało dlatego, że Rosjanie urządzili w jego pomieszczeniach magazyn zdobycznych rzeczy, codziennie zwożonych i znoszonych z miasta i okolic. Jak wspominał nieżyjący już Adam Ziółkowski[4], znany w Morągu pasjonat fotografowania i filmowania, w kinie Sowieci urządzili również garaż i stajnię. Jedną część widowni zajmowały terenowe willisy, drugą – frontowe konie. Foteli nie było. Przepadły też: ekran, kurtyna, aparatura do wyświetla­nia i pluszowe zasłony na ścianach, wytłumiające pogłos podczas projekcji filmów.

Taki obraz zastał w październiku 1945 roku Józef Ziółkowski z Bydgoszczy. Do Morąga trafił skierowany przez Przedsiębior­stwo Państwowe „Film Pol­ski” do pracy na tzw. ziemiach odzyskanych. Ziółkowski, przedwojenny oficer Wojska Polskiego, wojnę spędził w oflagu i na przymusowych robotach. Po powrocie z niewoli i krótkiej pracy w bydgoskim kinie „Orzeł”, którą mu znaleźli koledzy, zdobył uprawnienia do „samo­dzielnej obsługi aparatu kinematograficznego” przy wyświetlaniu filmów, zmienił zawód i miasto.

Gdy znalazł się w Morągu, okazało się, że dotkliwym utrudnieniem życia był brak wody. Nieliczne pompy i studnie dawały przeważnie wodę brudną, niezdatną do picia. Wodociągi uruchomiono dopiero pod koniec 1946 roku. Nie było też elektryczności. Z trudnością zdobywano naftę, nawet tę kartkową. Do sieci energetycznej miasto zostało częściowo włączone pod koniec 1945 roku.[5]

*          *          *

Zanim w budynku dawnego „Lichtspielbühne” zaczęto znowu wyświetlać filmy, trzeba było doprowadzić go do porządku. Ziółkowski „zorganizował ludzi” i wysprzątano pomieszczenia, oczyszczono podłogę widowni i zakonserwowano pochła­niającym kurz płynem o zapachu lawendy. Ściany zostały pomalowane ciemnoczerwoną farbą, znalezioną w magazynie malarskim Wilhelma Hessego. Wystarczyło jej jeszcze na fasadę budynku oraz hol (pocze­kalnię) i kasę biletową. Część brakujących foteli, w więk­szości skła­danych, tapicerowanych, odnalazła się w Zalewie. Przywieziono je stamtąd zimą, na saniach i wozem drabi­niastym. Braki uzupełniono sześcioma rzędami krzeseł. Po remoncie sala kinowa miała 320 miejsc i wyglądała jak nowa.[6]

Syn Józefa – Adam Ziółkowski pisze: Gdy przyjechaliśmy do Mo­rąga w marcu 1946 roku, ki­no jeszcze nie działało. Mieliśmy jednak mieszka­nie, rodzice pracę i wszyst­ko, co było niezbędne do rozpoczęcia nowego życia. Rodzina zamieszkała w dawnym domu mistrza Hessego. Pierwszy kierownik kina w polskim Morągu Józef Ziółkowski miał więc biuro po sąsiedzku, na parterze, podobnie jak jego niemiecki poprzednik.

Wreszcie, po pół roku ciężkiej pracy i zaangażowania pra­cowników, kino „Adria” zostało otwarte w kwietniu 1946 roku. Dzień był słoneczny i jak na tę porę roku bardzo ciepły. Przed inauguracyjną projekcją, na prośbę kierownika Ziółkowskiego, mowę wygłosił je­go kolega Janusz Ojrzanowski, który w tym cza­sie był pracownikiem Sta­rostwa Powiatowego w Morągu. Pierwszym filmem, jaki polscy mieszkańcy Morąga obejrzeli w swoim kinie, była komedia ro­syjska „Cztery serca” z Lubow Orłową.

We wspomnieniach Adama Ziółkowskiego czytam, że Aparat do wyświetlania filmów sprowadzono z Okręgowego Zarządu Kin w Olsztynie, którego dyrektorem był Henryk Łu­kasiewicz. Przenośny aparat nazywał się „pieredwiszka”, czyli „prześwietlacz” i służył radzieckim politrukom do wy­świetlania filmów żołnierzom. Projektor zasilany był napięciem 110 V i mieścił się w dużej walizce, ważącej prawie 50 kg. Drugie tyle ważył auto­transformator, bez którego aparatura była bezuży­teczna. Cały ten sprzęt po każdym seansie był de­montowany i przenoszony do kancelarii kina przy ul. Rataja. Sala kinowa była długa, a zasięg projektora dość krótki. Dlatego apara­tura musiała być ustawiana w połowie sali, na specjal­nym podwyższeniu. Przez to, że projektor był jeden, seanse filmowe trzeba było przerywać kilkuminutowy­mi pauzami, po każdym akcie szpuli taśmy filmo­wej.

Nazwę kina wymyślił Józef Ziółkowski. Wybrał ją przypadkowo z atlasu geograficznego.[7] Jego syn twierdził, że napis tej nazwy na frontonie budynku powstał z blaszanych liter, wiszą­cych na budynku dzisiej­szego Banku Millennium. Przed wojną mieściła się tam Powiatowa Kasa Oszczędnościowa (po niemiecku Kreissparkas­se).

„Adria” od początku była kinoteatrem. Przed ekra­nem można było rozstawić konstrukcję powiększającą scenę, dzięki czemu mogły na niej występować przy­jeżdżające do miasta większe i mniejsze zespoły teatralne. Jej pierwszymi pracownika­mi byli: Józef Ziółkowski – kierownik i kino­operator, Maria Ziółkowska – pomocnik kinoopera­tora, Waldemar Zawadzki – osiemnastoletni uczeń i po­mocnik kinooperatora, Li­dia Szokalska – kasjerka i księgowa raportów kaso­wych oraz bileterki: Wanda Wyszomirska, Halina Zglinnicka i jej siostra Ire­na. W pierwszych latach po wojnie w kinie pracowała też Leokadia Krombalew, która była sprzątaczką oraz Stanisław Sadowski – za­trudniony jako stróż, woź­ny i palacz.[8]

*          *          *

„Adria”, jak i pozostałe kina w ówczesnym województwie olsztyńskim, podlegała Wojewódzkiemu Zarządowi Kin. Jego inspektorzy kontrolowali te placówki nader często. Morąska na przykład w 1964 roku miała być skontrolowana 86 razy, z tego 43 kontrole miały być szczegółowymi, zaś 42 lustracyjnymi. Odbyły się jednak tylko 32 szczegółowe i 28 lustracyjnych. Nie wykonano więc 26 kontroli „z tego względu, że kierownik Powiatowy Kin przebywał w sanatorium”.

Przez pierwsze dziewięć lat „Adria” – kino kategorii II – była bardzo ważną placówką w Morągu. W „erze przedtelewizyjnej” stanowiła jedyną rozrywkę w niespełna ośmiotysięcznym mieście. Potem, w 1955 roku, pojawiła się jej konkurencja – kino garnizonowe „Grenada”, o standardzie o kategorię niższym, a więc i z tańszymi biletami.

Ale rozrywka, szczególnie dla młodzieży, musiała być nadzorowana. Z tego założenia wychodzili niektórzy nauczyciele i często wpadali do kina na drugi seans w poszukiwaniu łamiących niepisane prawo, że po dwudziestej dzieci i młodzież szkolna są w domu. Morąscy licealiści z lat 50. pamiętają, że takie akcje przeprowadzał słynny profesor „Bemol” – Zenon Żotkiewicz.

*          *          *

Na przełomie lat 50. i 60. przebudowano wejście do „Adrii”. W latach 60. pracowało w niej osiem  osób na etatach i jedna  (palacz c. o.) na umowie okresowej. Oprócz kierownika Michała Malinowskiego zatrudnieni byli tam: Krystyna Kruss – kasjerka, która również prowadziła całą dokumentację finansową kina, a często zamieniała się także w bileterkę, Michalina Michalak – starsza bileterka, Maria Nowińska – bileterka, Zdzisław Głuchowski – kinooperator z I kategorią uprawnień, Jan Piekarski i Ryszard Zamaria – kinooperatorzy z II kategorią oraz Zofia Zamaria – sprzątaczka.

W 1964 roku kinooperatorzy z „dwójką” zarabiali 900 i 1150 zł, starsza bileterka 950 zł miesięcznie. W następnym roku pierwszy z nich otrzymał 200 zł podwyżki, drugi sto zł, a starsza bileterka 50 zł.

Załoga  kina posiada umundurowanie, w którym przychodzi do pracy i pełni służbę. Wygląd zewnętrzny mundurów estetyczny – stwierdzał w raporcie kontroler. Jest również „Książka życzeń i uwag” – bardzo zniszczona. Interwencji żadnej od 1962 roku nie wpisano – odnotował kontroler w protokole z 10 marca 1965 roku. Jest „Książka rzeczy znalezionych” – prowadzona na bieżąco. Znalezione rzeczy są odbierane za pokwitowaniem przez właściciela.

Kasjerka z bileterką przychodziły do kina dwa razy dziennie. Najpierw pracowały od dziesiątej do dwunastej, a potem, jak i pozostali – od piętnastej do dwudziestej drugiej. Kinooperatorzy rozpoczynali od porządkowania kabiny projekcyjnej i przygotowania sprzętu kinotechnicznego, żeby kwadrans przed siedemnastą był gotowy do projekcji.

Pracownicy kina śledzili „bieżący i następny repertuar filmowy”. W „byciu na bieżąco” pomagała im prenumerowana przez kierownika prasa branżowa – tygodniki „Film” i „Ekran” oraz „Filmowy Serwis Prasowy”. Do obowiązków bileterek należało także utrzymywanie gablot ogłoszeniowych „w stanie estetycznym” oraz dbanie o aktualność zamieszczanych tam informacji. Plakaty z informacjami o terminach kolejnych seansów wywieszano w dwóch gablotach wewnętrznych w ścianie kina oraz w pięciu wolnostojących w różnych punktach miasta. Można było w nich znaleźć informację o programie bieżącym, następnym i wkrótce na ekranie oraz terminarz filmowy na cały miesiąc.[9] Jedna z gablot była usytuowana blisko ratusza, na rogu ulic Herdera (wiodącej do kościoła) i Krzywej, niedaleko kiosku „Ruchu”. Wiele osób, szczególnie młodzież, często przy niej się zatrzymywało z nadzieją na ciekawy film.

Wyświetlano dwa seanse dziennie – o godz. 17 i o 19:30. Co niedzielę odbywał się jeszcze tzw. seans porankowy dla dzieci o godz. 11 (mnie zachwycała baśniowa magia radzieckich filmów animowanych, amerykańskich jakoś nie pamiętam).

Seans zaczynał się Polską Kroniką Filmową, po niej często wyświetlano tzw. dodatek – film krótkometrażowy, po czym na ekranie pojawiał się właściwy film. Na przykład, we wtorek 3 sierpnia 1965 roku widzowie mogli obejrzeć dwuczęściowy film „Umarli milczą” produkcji NRD (Niemieckiej Republiki Demokratycznej), poprzedzony kroniką filmową nr 30/13/65 i dodatkiem – polskim filmem dokumentalnym „Wieś buduje”. Na seansie było 75 osób.

Bilety w „Adrii” kosztowały: na tzw. I miejsce – dalej od ekranu i w tapicerowanych fotelach – 6 zł, ulgowe – 4,50 zł, II miejsce – bliżej ekranu i na drewnianych krzesłach – 5 zł, ulgowe – 3,50 zł, porankowe – 2,5 zł. Pracownicy i członkowie ich rodzin kupowali bilety pracownicze za 0,75 zł. Obejrzenie filmu panoramicznego, czyli szerokoekranowego było droższe – bilet na I m. kosztował 9 zł, na II – 7 zł, ulgowe – odpowiednio: 7 zł i 5 zł.

Kasa mieściła się po lewej stronie od wejścia, drzwi na widownię po prawej. Sala kinowa liczyła w różnych latach od 320 do 314 miejsc, z tego 52 były na tzw. loży. Po prawej stronie ekranu była toaleta męska, po lewej damska.

*          *          *

Najważniejszą sprawą w działalności każdego kina był repertuar filmowy oraz wykonanie miesięcznego i rocznego planu usług. Repertuar jednak układany był „odgórnie”, więc często nie odpowiadał potrzebom publiczności.

Zdarzało się zatem, że „Adria” nie wykonywała miesięcznego bądź kwartalnego „planu usług”. Na przykład przez dwa pierwsze miesiące 1965 roku miało się odbyć w niej 128 seansów, na których spodziewano się 16 tys. widzów, którzy zostawią w kasie kina 96,6 tys. złotych. Okazało się, że seansów było o jeden więcej, niż zakładał plan, ale filmy obejrzało niespełna 14 tys. widzów, co odbiło się stratą w wysokości 24 tys. zł. W pisanym wiosną 1965 roku  kwartalnym sprawozdaniu kierownik kina tłumaczył, że (…) przeciętny repertuar w większości z filmów powtórkowych i słabych – nie wzbudził zainteresowania naszego społeczeństwa.[10] (…) Poza tym w Morągu wyświetlało filmy frekwencyjne kino „Garnizonowe”, kat. III i bilety są po cenie obniżonej a 3 zł i 4 zł.[11]

Dramatycznie zakończył się również drugi kwartał. Na seansie było średnio 80 – 100 osób, wpływy z biletów znacznie poniżej planowanych i w sumie półrocze  „Adria” zakończyła  in minus 66 tys. zł w porównaniu z planem. Zdenerwowany kierownik pisał w sprawozdaniu do Wojewódzkiego Zarządu Kin, że plan dla kina „Adria” jest stanowczo wygórowany – więc jako najbardziej niecierpiące zwłoki jest sprawa skorygowania planu usług dla kina „Adria” w Morągu – kierownictwo kin powiatu jeszcze raz apeluje o podjęcie decyzji w sprawie skorygowania planu usług dla w/w kina.[12]

Wynik ujemny było jednak zjawiskiem normalnym. Rok wcześniej w pierwszym półroczu morąskie kino również „było na minusie”, ale po dwunastu miesiącach zakończyło działalność znaczną nadwyżką w wysokości prawie stu tysięcy złotych. Na ten sukces zapracował dobry repertuar z takimi „lokomotywami”, jak francuskie filmy z serii płaszcza i szpady: „Tajemnice Paryża” i „Kapitan Fracasse” z gwiazdą tamtych lat Jeanem Marais oraz amerykańskie hity – „W 80 dni dookoła świata” i „Przeminęło z wiatrem”.

*          *          *

Kilka lat wcześniej ogromnym powodzeniem cieszyła się ekranizacja „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Oficjalna prapremiera filmu Aleksandra Forda odbyła się 22 lipca 1960 roku w Olsztynie, zaś oficjalna premiera 2 września 1960 w Warszawie. Morąskie zakłady pracy, podobnie jak w całym kraju, wykupywały bilety dla swoich pracowników. Na specjalne seanse szły również szkoły.

Jeden z mieszkańców, Przemysław Kisielewski, wspomina, że po wejściu tego filmu na ekrany, w Polsce zaroiło się od najróżniejszych „drużyn” rycerskich. Także w Morągu. Każda większa ulica miała swoją drużynę, wyposażoną w miecze (najczęściej drewniane), tarcze (często były to pokrywy dużych kotłów) i inne akcesoria rycerskie. Czasami drużyny napadały na inne znienacka, ale czasami ustalano miejsce i czas potyczek. Po takich walkach niejeden miał opuchniętą i obolałą rękę, nogę czy twarz.

Tak oto Przemysław Kisielewskim pisał na portalu internetowym: Złą sławą w Morągu cieszyła się już nie drużyna, ale armia z Kolonii Warszawskiej. Wiadomo było z rozmów pomiędzy rycerstwem morąskim, że wcześniej czy później dojdzie do wielkiej bitwy z arcywrogami z Kolonii Warszawskiej. Pewnego dnia skrzyknęły się rycerskie hufce ze Starówki, Pomorskiej, Pułaskiego i innych miejsc, i ruszono z Pułaskiego łąkami w kierunku Kolonii Warszawskiej. Armia Kolonii miała swoich szpiegów i wkrótce już wiedziano tam, że Morąg nadciąga. W szyku bojowym czekała na rycerstwo morąskie. Zapowiadała się bitwa-matka wszystkich bitew. Niejednego zaczynała ogarniać trwoga, ale wszyscy podążali w zwartym szyku. Na łąkach, mniej więcej w połowie odległości między ul. Pułaskiego i Kolonią stała samotna stodoła pełna siana. Zwiadowcy rycerstwa morąskiego, a było ich chyba dwóch, podążyli do niej, żeby z ukrycia śledzić ruchy nieprzyjaciela. Gdy już tam dotarli i usadowili się wygodnie, jeden z nich wrzasnął do zbliżających się od miasta hufców „Wódka w stodole!”. Na ten okrzyk bractwo rycerskie obu armii jak jeden mąż porzuciło miecze i tarcze, i ruszyło do stodoły. Trzeba napomknąć, że najstarszy rycerz miał piętnaście lat, a najmłodszy jedenaście.  

Cóż się okazało? Poprzedniej nocy w Morągu okradziono sklep monopolowy. Złodzieje, jak to jest w zwyczaju w tym fachu,  łup ukrywają w miejscu odludnym. Morąscy wybrali samotną stodołę między dwoma osiedlami… Niejeden więc chłopczyna rozchorował się po tej „rycerskiej” biesiadzie. A bitwa, która się nie zdarzyła, przeszła do historii miasta. Posiwiali i pochyleni ciężarem lat rycerze do dziś ją wspominają.[13]

Wielką popularnością cieszyły się westerny – przygodowe filmy o Dzikim Zachodzie, z dzielnymi szeryfami i złymi bandytami albo Indianami w rolach głównych. „Rio Bravo”, „Siedmiu wspaniałych”, „Vera Cruz” i wiele innych filmów zagranicznych miało polskie napisy. Były też filmy dubbingowane, m. in. „Skarb w Srebrnym Jeziorze” i pozostałe z serii o dzielnym Winnetou, wodzu Apaczów i jego białym bracie Old Shatterhandzie.

Pierwszym z westernów, jaki oglądałem w „Adrii”, był amerykański film z 1939 roku „Destry znowu w siodle”, wyświetlany w Morągu chyba w połowie lat 60. Podkreślam „amerykańskość” tego westernu, bo były również niemiecko-jugosłowiańskie oraz włoskie obrazy tego gatunku, te ostatnie zwane pogardliwie spaghetti westernami. Treści „Destry’ego” nie kojarzę, a w pamięć zapadł mi nie tyle przez występujące w nim gwiazdy: Marlenę Dietrich i Jamesa Stewarta, grającego tytułową rolę, czy przez to, że uważany był za świetny film, ile przez oryginalne nazwisko głównego bohatera.

Pamiętam, że spore zainteresowanie wzbudził radziecki „Diabeł morski” z 1962 roku, film sicence-fiction o zakochanym w pięknej prostej wiejskiej dziewczynie młodzieńcu z przeszczepionymi mu przez ojca-naukowca płucami rekina i tym samym skazanego na życie w morskich głębinach.

Skoro już o repertuarze mowa, to warto przytoczyć zestaw filmów, jakie wyświetlano w tym kinie w sierpniu 1965 roku. Po wspomnianym wyżej dwuczęściowym NRD-owskim filmie „Umarli milczą” przez następne dwa dni w „Adrii” pokazywano chińską produkcję animacyjną „Król małp”, zaś w sobotę i niedzielę, 7 i 8 sierpnia, amerykański hit „Przeminęło z wiatrem”. Po nim – przez trzy dni – polskiego „Pingwina” w reżyserii Jerzego Stefana Stawińskiego.[14]

Inne filmy z tego miesiąca to: francuski „Dziennik panny służącej”, angielski „Kasiarz”, radziecki „Ciotki na rowerach”, węgierski „Co słychać młody człowieku”, słynny amerykański horror „Ptaki” i wyświetlany przez pięć ostatnich dni tego miesiąca (od piątku do wtorku) RFN-jugosłowiański western „Skarb w Srebrnym Jeziorze”. Na czterech niedzielnych „porankach” pokazano trzy zestawy bajek produkcji polskiej i jeden produkcji amerykańskiej.

*          *          *

Protokoły kontroli często ujawniały niedostatki życia w socjalistycznej ojczyźnie. Podłoga kabiny projekcyjnej w „Adrii” wyłożona była gumolitem, na którego przyklejenie do podłoża zabrakło pieniędzy. I z tego powodu, zdaniem kontrolera, „powierzchnia nie wszędzie jest równa”.

W zaleceniu pokontrolnym inspektor z Wojewódzkiego Zarządu Kin nakazał ją przykleić oraz Zamówić kasę metalową, którą należy wmurować w ścianę wewnętrzną pomieszczenia. W kasie tej powinny być przechowywane bilety kinowe oraz gotówka. Założyć nową „Książkę życzeń i uwag”. Wykonać do 15.04. 1965 r. i powiadomić na piśmie.

Dziesięć dni przed terminem kierownik kina napisał do Wojewódzkiego Zarządu Kin, że wszystkie zalecenia pokontrolne wykonano oprócz jednego – zamówienia kasy metalowej. [Zalecenie] Nie zostało wykonane z powodu braku możliwości zakupienia, gdyż w tej sprawie moje osobiste starania nie dały rozwiązania – z powodu braku możliwości kupna, jak również na terenie miasta Morąga nie ma zakładów uspołecznionych, któreby wyraziło zgodę na wykonanie kasy. Niezależnie od tych trudności czynię dalej starania wykonania zalecenia odnośnie kasy kina.

*          *          *

Do problemów repertuarowo-frekwencyjnych dochodził jeszcze jeden, coraz groźniejszy – pogarszający się stan techniczny budynku kina. Ekspertyza budowlana wskazywała jednoznacznie, że obiekt należy wyłączyć z eksploatacji. Jeszcze w 1967 roku załoga miała nadzieję na poważny remont, ale „z braku środków” nie doszło do niego. W następnym roku budynek więc zamknięto, a kino przeniesiono do sali widowiskowej Powiatowego Domu Kultury.

Ale okazało się, że dwie instytucje kultury w jednym miejscu nie mogą koegzystować. Z początkiem 1969 roku władze zdecydowały więc o zakończeniu działalności „Adrii” z dniem 31 stycznia tego roku. Podpisana przez przewodniczącego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej Michała Chmielewskiego decyzja krok ten uzasadniała tym, że w mieście jest tylko jedna sala widowiskowa i to w Powiatowym Domu Kultury, gdzie organizowane są wszelkiego rodzaju zebrania. Ponadto w/w sala służy przede wszystkim do organizacji różnego rodzaju imprez artystycznych dla miasta i powiatu. (…) Wyświetlanie filmów ograniczone zostanie do czasu wybudowania nowego kina. Całość seansów dla mieszkańców miasta przejmie kino garnizonowe „Grenada”. [15]

W „Głosie Olsztyńskim-Archipelagu” z 1–2 lutego 1969 roku nie ma słowa o likwidacji kina „Adria” w Morągu. W drukowanym tam repertuarze kin odnotowano jedynie, że w sobotę i niedzielę 1 i 2 lutego kino „Grenada” wyświetla „Piękną Angelikę”, film prod. francuskiej od lat 16.

W tym samym numerze „Głosu” ukazał się „Komunikat Wojewódzkiego Urzędu Statystycznego w Olsztynie o wykonaniu planu rozwoju gospodarki województwa w 1968 roku”. Napisano w nim, że (…) W województwie czynnych było ogółem 199 kin o 28463 miejscach. Liczba widzów w kinach wyniosła 5887,6 tys., tj. o 3,0 proc. mniej niż w 1967 roku. (…) Naukę pobierało w szkołach podstawowych 207, tys. uczniów, co stanowi spadek o 0,7 proc. z poprzednim rokiem. (…) W klasach pierwszych liceów ogólnokształcących uczyło się w roku szkolnym 1968/69 (stan na 1 września) 8,6 tys. uczniów – co stanowi spadek o 0,8 proc. z poprzednim rokiem szkolnym.

Na początku lutego w tej samej gazecie wydrukowano artykuł, który zaczynał się tak:

Zaczął się ten rok dla kinomanów wyjątkowo szczęśliwie, ciekawie i podniecająco. W ciągu jednego miesiąca mieliśmy premiery dwóch filmów wybitnych, pozwalających miłośnikom kina wierzyć w przyszłość filmu jako sztuki, a nie tylko źródła rozrywki i relaksu.[16] Recenzent zachwycał się filmami: polskim „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy i jugosłowiańskim „Spotkałem nawet szczęśliwych Cyganów” Aleksandra Petrovicia.

W następnych dniach i tygodniach w „Głosie Olsztyńskim”, jedynej wówczas w województwie olsztyńskim gazecie, nadal nie było żadnej nawet wzmianki o zlikwidowaniu morąskiej „Adrii”.

*          *          *

Zdarzyło się jednak, że po latach grupa zapaleńców doprowadziła do wznowienia działalności kina pod tą nazwą. Stało się to wiosną 1983 roku. Wtedy to Miejski Dom Kultury wyprowadził się ze swojej siedziby na czas jej generalnego remontu do pomieszczeń klubu „Starówka” przy ul. Hanki Sawickiej (dziś ul. Zamkowa). Klub mieścił się w gmachu byłego Sądu Powiatowego, będącego pozostałością dawnego morąskiego zamku krzyżackiego. Seanse odbywały się regularnie w klubowych warunkach.

Jednak po powrocie Miejskiego Domu Kultury w 1987 roku do zmodernizowanej siedziby, dla „Adrii” nie było już miejsca, mimo że odnowiony MDK miał wreszcie salę widowiskowo-kinową. Powołano nowe kino i nadano mu nazwę „Narie” – jakby „Adria” była gorsza. Czy dlatego, że „Adria” to nazwa nietutejsza, chociaż przez lata działalności wrosła w pejzaż miasta?

W związku z otwarciem w Morągu nowego przybytku X Muzy, żywot również zakończyło drugie tutejsze kino – „Grenada”.

Tadeusz Prusiński

 

Podziękowanie

Serdeczne dziękuję p. Joannie Żamejć za pomoc w zbieraniu materiału do artykułu oraz p. dr. Ernstowi Vogelsangowi za cenne wskazówki.

 

Podpisy pod zdjęcia:

  1. Plan Morąga z 1940 roku.
  2. Kino „Adria” – widok od strony ul. Dąbrowskiego, 1946 rok.
  3. Kino „Adria” w 1951 r. Pierwszy z lewej – kinooperator Waldemar Zawadzki.
  4. Kino „Adria” w 1967 roku.

[1] Ogłoszenie w „Mohrunger Kreis-Zeitung“ z 25.01.1919 r.

[2] Pierwszy fabularny film dźwiękowy, a raczej film niemy z obszernymi wstawkami śpiewanymi – „The Jazz Singer” („Śpiewak jazzbandu”) Alana Croslanda z Alem Jolsonem w roli głównej – miał premierę 6.10.1927 r.

[3] Ernst Vogelsang, ur. 1924 roku w Morągu – lekarz dentysta, historyk, autor licznych publikacji z dziejów regionalnych. Mieszka w Hermannsburgu (Dolna Saksonia – Niemcy). Do 1935 mieszkał w Morągu, potem – do 1942 roku w Olsztynie, przy dzisiejszej Alei Przyjaciół. Wykładowca na uniwersytetach w Oldenburgu i Hamburgu, specjalizuje się w historii niemieckości Prus Wschodnich. Autor m. in. Zwischen Narien und Geserich – Bilder aus dem Kreis Mohrungen, ISBN: 3792102663, z roku 1982.

[4] Ziółkowski Adam, Wspomnienia z powojennego Morąga, Morąg 1995 (maszynopis w zbiorach autora).

[5] Wojtylak Krystyna, tamże

[6] Ziółkowski Adam, tamże.

[7] Adria – miasto we Włoszech między dolnym Padem i Adygą. Starożytny ważny port morski Etrusków nad Padem, obecnie 25 kilometrów od Adriatyku. Według danych z 2009 roku gminę zamieszkuje 20 505 osób, 180,7 os./km².

[8] Ziółkowski Adam, tamże.

[9] Sprawozdanie „Realizacja zadań planowych za okres I kwartału 1965 r. w kinie kat. II „Adria” w Morągu”, Archiwum Państwowe w Olsztynie, sygn. 504/192.

[10] Sprawozdanie „Realizacja zadań planowych za okres I kwartału 1965 r. w kinie kat. II „Adria” w Morągu”, Archiwum Państwowe w Olsztynie, sygn. 504/192.

[11] Sprawozdanie „Wykonanie planu usług wpływów za okres 1 stycznia – 28 lutego 1965 r. w kinie kat. II „Adria” w Morągu”, Archiwum Państwowe w Olsztynie, sygn. 504/192.

[12] Sprawozdanie „Realizacja zadań planowych za okres II kwartału 1965 r. w kinie kat. II „Adria” w Morągu”, Archiwum Państwowe w Olsztynie, sygn. 504/192.

[13] Nick: Przeski (Przemysław Kisielewski), //sercemazur.pl/ z 19.10.2009 r.

[14] Skromny student Politechniki Andrzej, zwany “Pingwinem” (Andrzej Kozak) stara się o względy Baśki Oraczewskiej. Niestety Baśka (Krystyna Konarska) nie zwraca na niego uwagi. Dziewczyna wydaje się gustować w towarzystwie „bananowej młodzieży”. Andrzej siłą rzeczy pragnie się wkupić w łaski tego towarzystwa. Na młodzieżowej prywatce Adaś Bączek (Wojciech Duryasz), nadający ton temu środowisku, upokarza Baśkę. Andrzej staje w jej obronie. Wkrótce Adaś Bączek zostaje porwany. Porywacz żąda okupu. Okazuje się, że sprawa porwania została sfingowana. W rzekomym porwaniu maczał palce drobny cwaniaczek Łukasz Broda (Zbigniew Cybulski). Andrzej przeprowadza z nim męską rozmowę. Adaś wraca na łono rodziny. Andrzej zostaje ciężko pobity przez kumpli Łukasza, lecz zyskuje przychylność Basi. (//pl.wikipedia.org).

[15] Archiwum Państwowe w Olsztynie, sygn. 504/192

[16] Bonusiak Edward, Spotkałem nawet szczęśliwych kinomanów, „Głos Olsztyński-Archipelag”, 8-9.02.1969 r., s. 4