Jacek Wach całe swoje życie zapisuje się historii polskiej kryminalistki. Pod datą 28 maja 2020 dodał kolejny wyrok skazujący. Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał go na 10 lat pozbawienia wolności za porwanie biznesmena z Suwałk, Tomasza S. Uniewinnił jednak od zarzutu zabójstwa tego mężczyzny. Wyrok nie jest prawomocny.
Wszystko dotyczy zdarzeń sprzed ponad dwudziestu lat, a Jacek Wach już raz (przez Sąd Okręgowy w Suwałkach) został prawomocnie skazany za to przestępstwo na dożywocie. Odsiedział z tego prawie 15 lat, gdy okazało się, że w procesie, który przeszedł przez wszystkie instancje doszło do pomyłki co do identyfikacji zwłok, zaś mordercą okazał się inny uczestnik wydarzeń sprzed lat, niejaki Wiesław S. Przebywającego w zakładzie psychiatrycznym mężczyznę w 2013 roku „ruszyło sumienie”. We wskazanym przez niego miejscu ujawniono ludzkie kości i to właśnie je – tym razem prawidłowo – śledczy zidentyfikowali jako rzeczywiste szczątki Tomasza S. z Suwałk.
Bezprecedensowy zwrot akcji spowodował, że Sąd Najwyższy wznowił postępowanie w tej sprawie. Jacek W. opuścił więzienie w Kamińsku. W świetle kamer, nie zastrzegając nazwiska piętnował błędy sądów i mówił o swojej niewinności, udzielał wywiadów. W ponownym procesie, który po licznych proceduralnych wątpliwościach i zawieszeniach, od lutego 2018 toczył się przed Sądem Okręgowym w Olsztynie odpowiadał z wolnej stopy.
Nadal był oskarżony o zabójstwo. W końcowej mowie prokurator znów domagał się dla niego dożywocia. Nic dziwnego, że usłyszawszy wyrok 10 lat i to „tylko” za porwanie, mężczyzna nie krył ulgi. Powiedział nawet po wyjściu w sądu, że takiego rozstrzygnięcia się spodziewał.
-Słodko-gorzki dzień. Wyrok jest skazujący, ale mój klient jest na wolności, sąd nie zastosował tymczasowego aresztowania. Problem w tej sprawie tkwi gdzie indziej, w sposobie w jaki w 2000 roku działały organa ścigania. Nie dowiedzieliśmy się, co doprowadziło do sytuacji, że została stworzona iluzja dochodzenia do prawdy, a Jacek Wach został zabrany siłą do krawca i uszyto dla niego garnitur, którego nie chciał nosić – mówił obrońca Jacka Wacha, mecenas Jakub Orłowski. Samo ogłoszenie wyroku, ze względu na ograniczenia spowodowane pandemią, odbyło się bez udziału publiczności i mediów.
Sprawa dotyczy zdarzeń sprzed ponad 20 już lat i związana jest z walką grup przestępczych w Suwałkach. Akurat dzień przed Wigilią 1997 roku wybuchła tam bomba pod samochodem szefa jednej z tamtejszych grup, mężczyźnie trzeba było amputować część nogi. Policja winnych nie znalazła, ale poszkodowany zaczął na własną rękę szukać sprawców i zleceniodawców zamachu. Tak dotarł do Tomasza S. Wiosną 1999 roku mężczyzna został uprowadzony i przetrzymywany w Suwałkach, a potem w Pluskach po Olsztynem na posesji Wiesława S. znanego tam jako „Czarny Diabeł”. Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał 28 maja 2020, że to Jacek Wach, ogrywając pierwszoplanową rolę, wspólnie z innymi osobami uprowadził Tomasza S., więził go i przetrzymywał w metalowej klatce dla psów, gdzie był on torturowany (przewiercano mu kolana) i bity w celu zmuszenia go do przyznania się do udziału w zamachu bombowym.
Wersja przyjęta przez śledczych dwie dekady temu, wiązała się z faktem, że właśnie wtedy z Jeziora Plusznego wyłowiono w kilku reklamówkach poćwiartowane zwłoki ludzkie. Błędnie zidentyfikowano je jako szczątki biznesmena z Suwałk, a opinia biegłych utrzymała się, chociaż Jacek Wach od samego początku zgłaszał wątpliwości; np. ofiara miała zęby w bardzo dobrym stanie, czaszka znaleziona w jeziorze w złym itd. Nic to mu nie pomogło. Temida uznała, że po krwawej łaźni nad jeziorem, to Jacek Wach ostatecznie zastrzelił męczonego prze kilka dni Tomasza S., a poćwiartowane ciało ofiary utopiono. Po latach okazało się, że z jeziora wyłowiono nie jego szczątki, a fragmenty ciała niejakiego „Bociana”, mężczyzny wiązanego z zabójstwem (w lutym 1995) przy ulicy Kanta w Olsztynie, które rozpoczęło krwawą wojnę między gangami, ale nie suwalskimi, lecz olsztyńskimi.
Dziś wiadomo, co naprawdę wydarzyło się wiosną 1999 roku w Pluskach. Torturowany Tomasz S. przyznał się bowiem wówczas do zamachu bombowego w Suwałkach, a gdy podpisał nawet oświadczenie, miał zostać wypuszczony. Po latach Wiesław S. przyznał się, że wywiózł go z Plusek drogą na Butryny. W trakcie jazdy kłócili się, podobno padały groźby odwetu. Wiesław S. zatrzymał na to samochód, wywlókł ofiarę z pojazdu, przywiązał do drzewa metalową linką, którą wcześniej pokrzywdzony miał związane ręce. Wrócił do kolegów mówiąc, że wypuścił gościa. W rzeczywistości, kiedy wyjechali, zabrał z domu łopatę i pieszo wrócił do miejsca, w którym zostawił przywiązanego Tomasza S. Udusił go stalową linką, wykopał dół i wrzucił tam zwłoki, sypiąc na nie worek wapna. Po kilku dniach przyjechał na to miejsce i kilkakrotnie jeździł autem tam i z powrotem, żeby wyrównać ziemię. Podczas pierwszego procesu Wiesław S. „Czarny Diabeł” milczał o tym. Miał „żółte papiery” i nawet nie był sądzony, tylko trafił do psychiatryka.
66-letni dziś Jacek Wach w swojej przeszłości był wielokrotnie karany i wiele razy przebywał w więzieniu. 15 lat, jakie odsiedział niesłusznie skazany na dożywocie za zabójstwo biznesmena z Suwałk, ma jednak znaczenie. Fakt ten, mimo obecnego wyroku, skazującego Wacha na 10 lat więzienia – dzięki możliwości tzw. łączenia wyroków – prawdopodobnie pozwoli pozostać mu na wolności.
Stanisław Brzozowski