Rozmowa z Jerzym Dramowiczem, olsztyńskim działaczem demokratycznym, zamieszkałym obecnie w Calgary

-Za tydzień mamy w Polsce “wybory”. Czy weźmiesz w nich udział?

-Po pierwsze wątpię, aby się odbyły, po drugie jestem za granicą, w Kanadzie. Planowałem przyjechać do Polskie w kwietniu, jednak z powodu coronavrisa jest to niemożliwe. Zgłosiłem swój akces wyborczy właściwie tylko po to, aby później złożyć stosowny protest, bo to co jest zapowiadane jest plebiscytem, a nie prawdziwymi wyborami. Jestem zdruzgotany tym co dzieje się w Polsce. Zapowiadane wybory nie będą demokratyczne. Co to będzie za prezydent wybrany listownie przez małą część obywateli. Mieszkam w Calgary i żeby zagłosować musiałbym jechać ponad 10 godzin do konsulatu w Vancouver.

-Czy o polskich wyborach media kanadyjskie coś wspominają?

-Zupełnie nic. Ja mam informacje z polskich mediów internetowych i dobrze wiem co dzieje się w Polsce, w Olsztynie. Nie mam kontaktów z Polonią kanadyjską, ale obserwuję ich strony internetowe, gdzie jest sporo głosów twierdzących, że Polonia nie powinna brać udziału w wyborach skoro nie mieszka w swoim kraju. Odnoszę też wrażenie, że wskutek pandemii ludzie mniej interesują się polityką, chociaż w mediach jest sporo informacji o tym, że na całym świecie dochodzi do polaryzacji konserwatywno – populistycznej i w tym kontekście padają przykłady USA, Węgier, Turcji, Polski. Media się zmieniły. 80 proc. informacji i publicystyki dotyczy pandemii, pomocy społecznej, pomocy rządowej, wolnego czasu itp. Dość dużo jest przemyśleń światopoglądowych, moralnych i dyskusji o czasach po pandemii. Jeżeli dominować będą politycy konserwatywno – populistyczni, a nie otwarci, liberalni, to na świecie będzie coraz gorzej.

Do nas niedawno zadzwonili z urzędu miasta z pytaniem czy czegoś nie potrzebujemy, jak się czujemy, czy oczekujemy pomocy ekonomicznej, czy możemy robić zakupy itp. Ta rozmowa mnie bardzo poruszyła

-Czy w Kanadzie obostrzenia związane z pandemią są podobne jak w Europie? 

-Tak. Utrzymywany jest dystans społeczny, zamknięte są duże markety, ludzie starają się pracować na odległość. Skala problemu jest na zachodzie ogromna. To co się działo i dzieje we Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy w Nowym Jorku jest nieporównywalne do tego co mamy na Warmii i Mazurach. Region jest biedny, o małym zagęszczeniu, niskiej mobilności, więc zarządzanie ryzykiem też mogłoby być inne. Ale, aby tak było musi być wola społeczeństwa, polityczna uczciwość i otwartość rządzących. Tutaj codziennie przed południem mamy w mediach spotkanie z Justinem Trudeau, premierem Kanady, który spokojnie informuje co się dzieje w gospodarce, służbie zdrowia, o swoich rozmowach z premierami poszczególnych prowincji, którzy codziennie z kolei mają kontakt z głównym lekarzem kraju. Społeczeństwo ma duże zaufanie do rządzących, którzy chcą odmrożenia gospodarki, ale na bezpiecznych zasadach. Trzeba pamiętać, że w dużych miastach zakażenie wzięło się zawsze od jednej lub kilku osób.

-Na czym polegają kanadyjskie ograniczenia?

-Życie toczy się w miarę normalnie. Po ulicach jeżdżą samochody, nie ma nakazu chodzenia w maseczkach, zachowywana jest odpowiednia odległość pomiędzy przechodniami. Ale kto nie musi, zostaje w domu. Do nas niedawno zadzwonili z urzędu miasta z pytaniem czy czegoś nie potrzebujemy, jak się czujemy, czy oczekujemy pomocy ekonomicznej, czy możemy robić zakupy itp. Ta rozmowa mnie bardzo poruszyła. Czuje się przychylność urzędów i społeczną solidarność. Wiele osób traci pracę, ponieważ firmy się zamykają. Jest jednak dobrze zorganizowana i konkretna pomoc finansowa dla osób, które tracą pracę. Po pierwszym weekendzie majowym ruszają bary, restauracje, fryzjerzy z zachowaniem odpowiednich wymogów. Szpitale wznawiają operacje. Każda prowincja  wprowadza własne zasady, więc to co obowiązuje w Albercie nie dotyczy całej Kanady.
Różnie to wygląda w różnych krajach. Na przykład w Ekwadorze jest dramatycznie. Monika Silva, która pochodzi z Reszla i wraz z mężem Brazylijczykiem mieszka w Ekwadorze, zorganizowała na brytyjskiej platformie pomoc dla mieszkańców swojej nadmorskiej miejscowości, którzy dotychczas żyli wyłącznie z turystyki. Nikt nie ma środków do życia, a rząd nie przychodzi z pomocą. Monika zebrała w internecie pierwsze 100 funtów co starczyło na wypiek wielu bochenków chleba. Teraz kwota urosła do 4 tys. funtów – mieszkańcy mają przynajmniej pożywienie. W Ekwadorze sytuacja jest dramatyczna, ludzie umierają i rodziny nawet nie wiedzą, że z powodu wirusa.

-Jakie rozwiązanie znajdzie świat? Jak to się skończy?

-Oczywiście nie wiem. Ale jak się czyta poważniejszą prasę, to dominują głosy, że podobne zagrożenia będą w przyszłości co jakiś czas się pojawiać. Jesteśmy coraz mniej odporni, coraz silniej ingerujemy w środowisko naturalne, które wcześniej ludzie bardziej szanowali. Świat z pewnością się zmieni. Czeka nas recesja. Mimo, że Kanada leży na północy to i tutaj można zaobserwować zmiany klimatyczne. Ludzie się cieszą, że nie ma silnych mrozów, jest cieplej, ale uderzenie nadchodzi z drugiej strony. Kilka lat temu małe miasteczko na północ od Calgary spłonęło wskutek pożaru lasów. Ludzie się podnieśli, odbudowali domy i teraz nawiedziła ich ogromna powódź. Wielka tragedia.

Rozmawiał: Sławomir Ostrowski