Nie wyrobili się! Lecieli ostro, ale nie zmieścili się w czasie. Mają jednak jeszcze parę dni. Wszak potrzebna uchwała została ostatecznie zaklepana, teoretycznie pani marszałek nadal ma możliwość wyznaczenia prezydenckich wyborów na 17, czy 23 maja. Być może prezes przespał się ze sprawą, w niedzielę po kościele Joachim Brudzińskim zabrał go na wycieczkę za miasto i zmieni zdanie. Jak się listonoszy weźmie do galopu, a ministra organizacji Jacka Sasina mocno kopnie w d… jest szansa, że się mimo wszystko wyrobią. Tym razem podobno szczerze chcieli dochować terminów i nie gwałcić konstytucji.

Coś za dużo ostatnio tych gwałtów, boć i Sąd Najwyższy znalazł się na deskach i właśnie traci resztki cnoty

Coś za dużo ostatnio tych gwałtów, boć i Sąd Najwyższy znalazł się na deskach i właśnie traci resztki cnoty. Trudno walczyć na dwie strony. A jest przecież i trzecia, główna przyczyna kryzysu władzy, koronawirus. Nawet u najgorszych w Europie krzywa zachorowań spada, a u nas buksuje w miejscu. „Wypłaszczenie”, a może chroniczna „ni wyżyna, ni nizina”. Na dobitkę jeszcze się nie skończyła gorączka, a już grożą odmrożenia. Kolejne „tarcze”, miliardy wpompowywane niby w gospodarkę, widać głównie w Wiadomościach TVP. Ryzykując zdrowie i życie ludzie wychodzą z domów, muszą jakoś zarobić na chleb. Przedsiębiorcy, którzy demonstrowali w Warszawie raczej nie byli „kodowskimi bojówkarzami” spod Sejmu i sądów. I nie oni używali przemocy, a policja.

10 maja był w Polsce pierwszym dniem prawdziwej, gorącej wiosny. Przyroda spełniła swój naturalny obowiązek, społeczeństwo nie. Takie piękne wybory nam przepadły! To, czego nie było, już zostało uznane za nieważne. Zagnana wcześniej do kąta Państwowa Komisja Wyborcza odzyskała głos, ale nie jest pewna, co wolno jej mówić. Bo każdą ustrojową zasadę, termin i dzień w kalendarzu – „bez żadnego trybu” – odtąd zawsze będzie można uznać za niebyły. „Mały” i „duży” Jarek, coś tam niby wspólnie ustalili, jakieś ruchy do przodu zaplanowali, sporo namieszali. Herbata zrobiła się od tego mętniejsza, nie słodsza, przyszłość rysuje się mgliście. Władza w ostatnim momencie musiała „odejść na drugi krąg”.

Paliwa politykom nigdy nie zabraknie. Kłócić się i kołować mogą do końca świata. Ale temat, który ich teraz zajmuje najbardziej, pozostałych niekoniecznie obchodzi w takim samym stopniu. Polacy, którzy 10 maja, z kopertami w zębach, mieli szukać po mieście wyborczych skrzynek pocztowych, z ulgą wyjechali w góry, nad morze; wsiedli ma motor, rower, bądź zwyczajnie rozpalili grill w ogródku. Coraz mniej mają cierpliwości do uśmiechniętych twarzy z wyborczych plakatów. Bez różnicy domalowują im ochronne maski. Jak wszyscy, to wszyscy!

Zasady teleturnieju „Jeden z dziesięciu” są jasne, nie zmieniają się jak przepisy wyborcze. Na oko widać jednak, że im dłużej będzie trwała obecna gra, do odpowiedzi coraz częściej wzywany będzie „pan na stanowisku pierwszym”, Andrzej Duda. Nawet on nie jest alfą i omegą. Jeśli więc pani marszałek, jakimiś cudem, nie wyciągnie z torebki terminów majowych, jeśli nie wylądują z wyborami prezydenckimi na przełomie czerwca i lipca, zapowiada się katastrofa, w której PiS znów może stracić prezydenta.

Tym razem czysto polityczna katastrofa. Śmiertelne żniwo w ludziach długo jeszcze będzie zbierał koronawirus.

Stanisław Brzozowski