Z Pałacu Sprawiedliwości (Warszawa, Aleje Ujazdowskie 11) wylatują przez okna kolejni sędziowie. „Szef” jest niezadowolony. Szef szefa, piekli się w skrytości. Za późno jednak, nawet żelazna miotła nie wymiecie trądu. Dymisja wiceministra Łukasza Piebiaka nie kończy sprawy, jak chciałby premier. Historia dopiero się zaczyna. Snuta przez Onet literatura faktu może mieć poważniejsze skutki niż zapowiadana od miesięcy filmowa filipika Partyka Vegi.
Do tej pory nagonką na sądy i sędziów dyrygowali politycy. Piętnowali słowa o „wyjątkowej kaście”, pokazywali, że ten sędzia coś ukradł, ów zaś jechał po pijanemu. Na sądowe pomyłki, jak w sprawie Tomasza Komendy, grzmieli wszyscy. Dowiedzieliśmy się teraz, że za organizowaniem anty-sędziowskiego hejtu stali inni sędziowie, mafijna niemal „kasta” na Whatsappie. Przyśpieszenie, jakim dla kilku z nich był awans do Ministerstwa Sprawiedliwości, czy prezesowskie fotele (nie daj Boże także w Olsztynie) okazały się zgubne dla wymaganej w tym fachu nieskazitelności charakteru.
W sądzie jedni wygrywają, drudzy przegrywają, rzadko kto jest zadowolony. Zapowiadaną przez „rząd Zjednoczonej Prawicy” reformę sądownictwa z radością witali więc i jedni, i drudzy. Rozpoczynając systemową wojnę z sądami Zbigniew Ziobro chętnie powoływał się na wolę suwerena i poparcie sondaży. Nie tylko on zresztą założył, że Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, sędzia Rzepliński, sędzia Gersdorf, także sędzia Żurek, sędzia Tuleja, obecnie prezes „Iustitii” sędzia Markowski, czy prześladowana dyscyplinarnie z powodu pruskich bab sędzia Lutostańska w Olsztynie, tak naprawdę nikogo nie obchodzą. Wolne sądy – co to?
W obecnej sytuacji pryncypialność ministra sprawiedliwości straci na sile. Pytanie o wolne sądy będzie jednak powracać. Bo dziś wiarę w ich przetrwanie paradoksalnie podważyli sami sędziowie. Przez wzgląd na dziesięciu sprawiedliwych Pan gotów był kiedyś zaniechać zniszczenia Sodomy. Kilka czarnych owiec w Pałacu Sprawiedliwości wystarczyło, by strefnić całe stado. Nadgorliwi zwolennicy dobrej zmiany bezwiednie osiągnęli to, co na próżno starała się uzyskać władza, rozbili resztki jedności sędziowskiego środowiska. Po tym, czego się teraz dowiadujemy, nikt już nie będzie mógł zaprzeczyć, że rzeczywiście wymaga ono oczyszczenia. Smród z wyhodowanej na ministerialnym wikcie „farmy trolli” długo się będzie ciągnął za polską Temidą. bs