Olga Lipińska na spotkaniu autorskim w Olsztynie:

W Olsztynie czuję się prawie jak u siebie. Mieszkam stosunkowo niedaleko, ale nie na Warmii, a na Mazurach, w miejscowości Krzyże. Po Powstaniu Warszawskim moja mama nie wiedziała co ze sobą zrobić. Wyjechała do Piotrkowa, chciała się stamtąd wyprowadzić do Olsztyna. I cały czas żałuję, że do tego nie doszło, a teraz szczególnie, bo Warszawa jest nie do wytrzymania. Zasmogowana i nie do życia dla normalnego człowieka. Jakiś konglomerat ludzi z Tłuszcza, Wołomina, ze wschodu. Na szczęście mam ten dom w Krzyżach i siedzę tam tak długo, jak tylko mogę i często wpadam do Olsztyna, to piękne i sympatyczne miasto.

Rys. Arkadiusz Krupa
Rys. Arkadiusz Krupa

Panie Turecki kochany, niech pan mi pomoże, bo moja żona chce mieć trzecie dziecko, a nas na nie, nie stać

Dużo różnych rzeczy w życiu robiłam. Oczywiście kabaret, ale także opery, przedstawienia teatralne, w telewizji doliczono się około tysiąca moich piosenek, część z nich wykorzystuję w organizowanych przeze mnie koncertach. A kabaret w którym zarządzał niejaki Turecki (Janusz Gajos) to była taka ówczesna Polska w pigułce. Turecki tak silnie wszedł w tzw świadomość społeczną, że ludzie uważali go za swojaka. Zapraszali na śluby, chrzciny i inne uroczystości. Pamiętam jak pewien telewidz napisał: panie Turecki kochany, niech pan mi pomoże, bo moja żona chce mieć trzecie dziecko, a nas na nie, nie stać. Niech pan jej wytłumaczy, ona tylko pana posłucha.

Rozmaici decydenci dziwowali się co jest w tych kabaretach, że ludzie te wygłupy oglądają powszechnie. A trzeba pamiętać, że cenzura cięła mi scenariusze okropnie. Jerzy Duda-Gracz, mój nieżyjący przyjaciel, uważał, że moje kabarety inspirują go malarsko. Ale on swoimi obrazami też mnie inspirował. On był swoistym satyrykiem, komentatorem polskiej rzeczywistości. W kabarecie wykorzystywałam teksty różnych autorów, nawet Mickiewicza i Fredry.

Olga Lipińska. Fot. Newsbar.pl
Olga Lipińska. Fot. Newsbar.pl

W 1985r. robiliśmy kabaret, w którym bohaterem był sekretarz partii – złodziej i morderca. Gajos od razu stwierdził, że robimy tzw “półkownika” czyli coś, co nigdy nie zostanie wyemitowane. I rzeczywiście, wtedy w telewizji rządzili wojskowi i mundurowy dyrektor artystyczny, w randze pułkownika, podczas kolaudacji oniemiał. Dostał szału, wrzeszczał: jak śmieliście coś takiego zrobić. Kazał natychmiast pociąć taśmę, zlikwidować wszelkie nagrania. Oficjalnie zniszczyliśmy, ale wcześniej nocą zrobiliśmy kilka kopi programu, które później były u mnie w domu, u Janusza Gajosa i kilku innych osób. Jerzy Koenig, ówczesny dyrektor teatru telewizji, dostał naganę, a mnie kilka razy wzywano przed oblicze mundurowych, ale z jakichś powodów sprawa przycichła i o mnie zapomniano. Dopiero po kilku latach w 1988r. przedstawienie pokazano w telewizji.

Nie ma czynu niemiłego Bogu, jeśli tylko pobudka czynu jest szlachetna

Inne przedstawienie pt. „Baryłeczka” de Maupassanta też leżało na półce bodaj trzy lata, bo w złym świetle przedstawiało kościół, a było to już po roku 1990. Rzecz dzieje się podczas wojny francusko-pruskiej. W oberży znalazła się dziesiątka obywateli francuskich z różnych warstw społecznych, wśród nich zakonnice i Baryłeczka – panienka lekkich obyczajów, oficer pruski wszystkim zatrzymał paszporty. Miał całą grupę przepuścić przez granicę pod warunkiem, że panienka się z nim prześpi. Zakonnica postanawia zaapelować do jej poczucia obowiązku, mówiąc: nie ma czynu niemiłego Bogu, jeśli tylko pobudka czynu jest szlachetna. Kościół – moje dziecko – przez który przemawia Bóg, kościół wie, bo wiele razy dał ludziom do zrozumienia, że cel uświęca środki. Baryłeczka przespała się z oficerem, grupa przekroczyła granicę i odsunęła się od dziewczyny.

Zawsze czegoś nie było wolno. A to sekretarze, a to episkopat, a to politycy. W 1991r. miałam straszliwą awanturę. Nagraliśmy piosenkę (video poniżej) w wykonaniu Doroty Furman pt. Urzędnicy pana B. z której wynika, że do kontaktów z Bogiem nie jest potrzebny pośrednik, czyli, kościół. Można się do Boga modlić wszędzie, np. w lesie, w towarzystwie zająca i sarny. Po emisji zadzwonił do mnie ówczesny marszałek sejmu Małachowski i powiedział: co pani zrobiła, poseł Niesiołowski chce złożyć interpelację i w ogóle wypowiedział się, że trzeba panią usnąć z kraju. Wtedy poseł był na mnie wściekły, na szczęście teraz ma już inne poglądy i zawsze wita się ze mną serdecznie. Nawiasem mówiąc żadna z gwiazd nie chciała tej piosenki wykonać twierdząc, że nie będzie zadzierać z kościołem, znajomymi księżmi.

Teraz też jest cenzura, tylko inna. Po prostu nie ma pieniędzy na moje programy. Kabaret satyryczny nie polega na cyrku i wygłupach. Żeby go dobrze zrobić trzeba znać i historię, i literaturę naszą, a przede wszystkim trzeba się przyglądać nam, Polakom. To co robił na przykład Fredro, że zacytuję:

Wprzódy słońce w miejscu stanie!
Prędzej w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas będzie zgoda.

Satyra jest jak lustro. Społeczeństwo musi się w nim przeglądać

Cytat sprzed 200 lat. Czyż nie jest aktualny dzisiaj? Już nie można się tym przejmować ani martwić, trzeba się z tego po prostu śmiać. Satyra jest jak lustro. Społeczeństwo musi się w nim przeglądać. Jeżeli się to lustro zniszczy, to naród dobrze siebie nie widzi i nie bardzo wie kim jest. Satyra jest zbiorowym lekarstwem dla społeczeństwa. Już nasza noblistka, Wisława Szymborska, mówiła, że jeśli się chce przekazać coś ważnego, to trzeba to zrobić używając lekkich form. A my wszystko na ponuro. Np. 11 listopada – święto narodowe. Inne nacje bawią się na ulicach, jest zabawa i radość, a u nas któregoś roku przez cały dzień czytano nazwiska ofiar katyńskich…  Na litość boską, więcej uśmiechu, nie tylko w to radosne święto. Ale to chyba wszystko idzie z góry, gdybyśmy mieli wesoły rząd, to i naród byłby weselszy!

 

Kultura musi mieć wsparcie państwa. Bez mecenatu państwowego nie ma – moim zdaniem – dobrej kultury. Kilka lat temu na konferencji poświęconej finansowaniu kultury Leszek Balcerowicz – o którym zresztą w kabarecie powstała piosenka – wygłosił odmienną opinię. Powiedział mniej więcej w ten sposób, że kultura jest elementem rynku i trzeba robić takie rzeczy, żeby się dobrze sprzedawały. Kultura – jego zdaniem – powinna się samofinansować.

Nikt nie zapłacił i piosenki w filmie o Balcerowiczu nie ma

Niedawno kręcono film o prof. Balcerowiczu i on sam zaproponował, aby na koniec dać moją piosenkę kabaretową pt. “A Balcerowicz wyciął nam numer” (video powyżej). Producent zwrócił się do mnie, właściciela praw autorskich, o pozwolenie na jej wykorzystanie zaznaczając od razu, że produkcja jest niskobudżetowa i nie mają z czego zapłacić za wykorzystanie utworu. Tak? A co Balcerowicz mówił o kulturze? Ma się samofinansować, więc zapłaćcie mi za piosenkę pół miliona złotych. Oczywiście nikt nie zapłacił i piosenki w filmie o Balcerowiczu nie ma. /Bar/

Olga Lipińska podczas pierwszego spotkania autorskiego w Olsztynie, w 2014 r. Fot. Newsbar.pl
Olga Lipińska podczas pierwszego spotkania autorskiego w Olsztynie, w 2014 r. Fot. Newsbar.pl