Wczorajsza „Gazeta Wyborcza” opisuje kandydatkę PiS na RPO Lidię Staroń jak działaczkę społeczną, w domyśle zasłużoną. I ani słowa o faktach, które powinny zdyskwalifikować jej aspiracje do fotela Rzecznika. I o których dziennikarz “GW” powinien przecież wiedzieć. A te fakty opisywałem w artykule „Poletko pani Lidii” w „Polityce” w 2008 r. oraz w książce „Wojny Kobiet” (napisanej razem z Ewą Ornacką). Także olsztyński dziennikarz Mariusz Kowalewski w artykule w „Rzeczpospolitej”.

W skrócie chodziło o jej walkę z Zenonem Procykiem, ówczesnym prezesem spółdzielni mieszkaniowej „Pojezierze” w Olsztynie. Wybudowała wraz ze wspólnikami na terenie spółdzielni lokal usługowy bez wymaganych zezwoleń. Nie kazano jej rozebrać samowoli, domagano się jedynie, aby płaciła za użytkowaną działkę i lokal właściwy czynsz. Uznała, że jest zbyt wysoki.

Donald Tusk publicznie oznajmił, że Staroń to dzielna w boju kobieta, która samotnie pokonała urzędniczo-spółdzielczą mafię

Zarzuciła Procykowi samowolę, fałszerstwa dokumentów spółdzielczych i nakłanianie innych do fałszerstw, a także sprzedaż mieszkań w jednym z budynków po preferencyjnych cenach sędziom i prokuratorom, co miało zapewnić prezesowi bezkarność.

Umiejętnie nakręcała spiralę oskarżeń i montowała medialną koalicję, aby prezesa skompromitować. Ściągnęła do Olsztyna ekipę TVN, chodziła po redakcjach różnych gazet. Była także u mnie. Przedstawiała siebie w roli ofiary Procyka, wzbudzała współczucie.

W końcu trafiła do ówczesnego zastępcy prokuratora generalnego Kazimierza Olejnika i przekonała go, że w Olsztynie ma miejsce niesłychana afera spółdzielcza. Ten nakazał wszczęcie śledztwa prokuraturze w Elblągu. Procyka aresztowano, w areszcie spędził kilka miesięcy.

W czasie, kiedy ruszył jego proces, pani Staroń tryumfowała. Tym bardziej, że jej aktywność dostrzegł szef PO Donald Tusk. Publicznie oznajmił, że Staroń to dzielna w boju kobieta, która samotnie pokonała urzędniczo-spółdzielczą mafię. Wystartowała do Sejmu z listy PO i w cuglach wygrała.

W gruncie rzeczy nie walczyła z Procykiem samotnie. Wspomagało ją lobby ciepłownicze (Procyk budował dla spółdzielni własną sieć ciepłowniczą niezależną od sieci MPEC, aby mieszkańcy mogli ogrzewać mieszkania wielokrotnie taniej od stawek narzucanych przez monopolistę). Sojusznikiem był ówczesny prezydent Olsztyna Czesław Małkowski (ten od molestowania kobiet), który obawiał się Procyka jako potencjalnego kontrkandydata w wyborach. I przede wszystkim oficerowie miejscowego Centralnego Biura Śledczego, a szczególnie jeden z nich, który miał mieszkanie spółdzielcze i walczył o zniżkowy czynsz. Spotykali się czasem w jej domu i prowadzili swoje narady wojenne. Zebranymi w śledztwie dowodami przeciwko Procykowi dzielili się z p. Staroń, na przykład stenogramami z podsłuchów. Byłem świadkiem jednego z takich spotkań. Nachodzili wiceprezesa spółdzielni, aby zmusić go do zeznawania przeciwko szefowi. Ten człowiek nie wytrzymał napięcia, popełnił samobójstwo rzucając się z 10 piętra.

Po latach Procyka prawomocnie uniewinniono uznając, że dowody w jego sprawie zostały spreparowane, a oskarżenia wyssano z dużego palca. Cała misterna intryga p. Staroń rozsypała się w proch, ale ona w tym czasie już była na innej fali. Występowała jako gwiazda programu „Państwo w Państwie”, atakowała m. in. komorników, umiejętnie występowała w roli obrończyni skrzywdzonych. Udzielała wywiadów Radiu Maryja, „Gazecie Polskiej” czy na łamach „Nowego Dziennika”. Budowała mozolnie swój wizerunek uduchowionej społecznicy.

Procyk przypłacił tę historię zdrowiem, udar, zawał, zniszczone życie zawodowe. Podpalono mu dom, celowo uszkodzono samochód. Zastraszano jego żonę i córkę. Wystąpił do sądu o zadośćuczynienie i odszkodowanie za miesiące spędzone w areszcie. Wygrał, a p. Staroń orzekła, że sąd się KARYGODNIE pomylił. Ani razu nie zdobyła się na refleksję, że w tej sprawie przekroczyła granice. Nie przeprosiła człowieka, którego zdeptała.

I oto dzisiaj ma szanse zostać Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Nie ufam jej deklaracjom, że będzie służyła obywatelom. Dobrze ją poznałem.

Piotr Pytlakowski