W ewangelickim kościele w Łęgutach (gmina Gietrzwałd) odsłonięta została tablica poświęcona Hansowi von Lehndorffowi. Potomek pruskiego rodu, lekarz, kuzyn uczestnika antyhitlerowskiego spisku z lipca 1944, Heinricha von Lehndorffa ze Sztynortu, jest autorem „Dziennika z Prus Wschodnich”. Opisuje w nim oblężenie Królewca i późniejsze rządy Sowietów. Sam, zagrożony wywózką, jesienią 1945, wyrwał się z ich rąk docierając na piechotę do Łęgut/Langgut, gdzie odnalazł swoją ciotkę Agnes von Stein, ostatnią właścicielkę majątku w Grazymach/Grasnitz.

„W Langgucie palą się już światła słychać odgłosy dobiegające z podwórek.(…) Idę od tyłu wzdłuż pierwszych czworaków i pukam do każdego okna. Pierwsze dwie sylwetki wycofują się na mój widok i już się więcej nie pokazują. Ale trzecia, młoda kobieta, nie ucieka. Mierzy mnie wzrokiem, mam wrażenie, że rozpoznaje, kładzie palec na usta i otwiera okno. Jej oczy już kiedyś widziałem. – „Czy jest tu pani von Stein”- pytam. – Tak jest w Grasnitzu. Ale niech pan nie idzie przez majątek, tam są polscy żołnierze (…) ona mieszka w mieszkaniu ogrodnika”. – czytamy w opublikowanych w latach 60-tych (polskie tłumaczenie, wydane kilka lat temu przez Ośrodek „Karta” ma być wznowione jesienią – bs) wspomnieniach Hansa von Lehndorffa. Był lekarzem, miał punkt przyjęć w Biesalu, ale był również członkiem ewangelickiego Kościoła Wyznającego, z braku duchownych chrzcił dzieci, w kościele w Łęgutach, po sprzątnięciu stajni jaką urządzili w nim czerwonoarmiści, odprawił pierwsze po wojnie nabożeństwo. Jako dziecko uczestniczyła w nim Małgorzata Wiśniewska (z domu Tischler) dobiegająca dziś dziewięćdziesiątki ostatnia mieszkanka Łęgut pamiętająca tamte czasy. Przez ostatnie 40 lat to ona  dbała o ewangelicki kościół i okalający ją, ciągle czynny cmentarz. Jej zasługą jest też, że odkryte trzy lata temu, podczas robót kanalizacyjnych kości zabitych zimą 1945 roku mieszkańców wioski, przy przejściu frontu,  zostały po chrześcijańsku pochowane na łęguckim cmentarzu. Jest na nim kwatera von Steinów, którzy mieli polski herb Jastrzębiec oraz polskie korzenie. W kościele zaś są imienne tablice poświęcone poległym w kolejnych wojnach, sięgające początku XIX wieku i… czasów napoleońskich. Kościół podlega obecnie parafii ewangelicko-augsburgskiej w Ostródzie, jej proboszcz ks. Wojciech Płoszek, był gospodarzem uroczystości, która obyła się 8 lipca.

„Siwy, wysoki pan”, tak zapamiętała Hansa von Lehndorffa, który z ramienia Zakonu Joanitów przyjeżdżał z pomocą humanitarną do Polski, w Łęgutach ostatni raz był w roku 1977 z synami. Jeden z nich Karl von Lehndorff, lekarz i wykładowca uniwersytecki w Londynie (drugi syn jest lekarzem w Krefeld), po odprawianym po polsku, niemiecku i angielsku nabożeństwie ewangelickim odsłonił w kruchcie kościoła w Łęgutach tablicę poświęconą swojemu ojcu.

– Ojciec był wysoki, szczupły, mocny (był skoczkiem wzwyż, miał szansę na medal na olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku, ale zrezygnował obawiając się, że w razie zwycięstwa będzie musiał uścisnąć rękę Hitlera – bs) Był człowiekiem natury, zapalonym myśliwym, pierwszą strzelbę dostał, gdy miał 12, lecz po doświadczeniach wojennych już nie polował, nie wziął broni do ręki. Lekcja z lat wojny została w nim na całe życie – mówił Karl von Lehndorff o swoim ojcu. Z czterech braci, jeźdźców i kawalerzystów, tylko Hans von Lehndorff  przeżył wojnę, jego matka została zabita przez Rosjan podczas ucieczki przed frontem z Januszewa/Januszau znajdującego się obecnie w ruinie majątku von Oldenburgów pod Iławą. Nękany przez Urząd Bezpieczeństwa (siedział m.in. w areszcie w Ostródzie) Hans von Lehndorff przeniósł się  w rodzinne strony w roku 1946, lecz nie do pałacu, gdzie urzędowała sowiecka komendantura wojskowa, a do kogoś znajomego w sąsiednim folwarku, chodził po wioskach i pomagał, przyjmował jako lekarz w Suszu. Nocami potrafił przeprawić się łódką przez Jeziorak i – dopóki tam mieszkała jego ciotka – na piechotę dojść przed świtem do Grazym. Wyjechał do Niemiec w 1947 w transporcie wysiedlonych z Iławy, potem przez lata pracował w szpitalu w Bad Godesberg koło Bonn. Zmarł w 1987 roku w wieku 77 lat.

– Jako chirurg i ordynator opiekował się nie tylko pacjentami, ale także całym swoim personelem. Prowadził modlitwy dla pracowników, a potem już, kiedy jako lekarz-emeryt został ordynowanym duchownym kościoła ewangelickiego, pełnił funkcję kapelana w swoim szpitalu – mówił w Łęgutach jego syn opowiadając także, że takie modlitwy i komentowanie Pisma Świętego w ich domu były codziennością.

Hans von Lehndorff był prawdziwym rycerzem wiary, członkiem Zakonu Joannitów, którego polscy przedstawiciele, także biskup ewangelickiej diecezji mazurskiej Paweł Hause byli obecni na uroczystości w Łęgutach. Hans von Lehndorff jest autorem pieśni, która pod numerem 428 figuruje w ewangelickim śpiewniku (Gesangbuch) i jest śpiewana w Niemczech. Mówi ona, że człowiek wierzący w Boga, zawsze musi gotowy, by porzucić „dumny świat” i następnego ranka „wstać i w drogę iść” (pieśń i tekst poniżej).

Stanisław Brzozowski

Fot. Newsbar.pl

428:0 Komm in unsre stolze Welt

428:1 Komm in unsre stolze Welt, Herr, mit deiner Liebe Werben. Überwinde Macht und Geld, lass die Völker nicht verderben. Wende Hass und Feindessinn auf den Weg des Friedens hin.

428:2 Komm in unser reiches Land, der du Arme liebst und Schwache, dass von Geiz und Unverstand unser Menschenherz erwache. Schaff aus unserm Überfluss Rettung dem, der hungern muss.

428:3 Komm in unsre laute Stadt, Herr, mit deines Schweigens Mitte, dass, wer keinen Mut mehr hat, sich von dir die Kraft erbitte für den Weg durch Lärm und Streit hin zu deiner Ewigkeit.

428:4 Komm in unser festes Haus, der du nackt und ungeborgen. Mach ein leichtes Zelt daraus, das uns deckt kaum bis zum Morgen; denn wer sicher wohnt, vergisst, dass er auf dem Weg noch ist.

428:5 Komm in unser dunkles Herz, Herr, mit deines Lichtes Fülle; dass nicht Neid, Angst, Not und Schmerz deine Wahrheit uns verhülle, die auch noch in tiefer Nacht Menschenleben herrlich macht.