Zakończyła się druga edycja „Campusu Polska Przyszłości”. Wielkie, dobrze zorganizowane wydarzenie. W Olsztynie, lecz praktycznie poza Olsztynem. Mieliśmy do zaproponowania jedynie wkład własny, fragment studenckiego miasteczka nad Jeziorem Kortowskim. Nikogo w pierwszej politycznej lidze, żadnego profesora UWM w rozmowach o katastrofie klimatycznej czy chociażby zatruciu Odry, ani jednego miejscowego działacza/działaczki społecznej, w ogóle żadnego autorytetu rozpoznawalnego w skali kraju. Nawet się na nas nie oglądają. W debacie o praworządności łatwiej sięgnąć po warszawski przykład sędziego Igora Tulei niż opisywać boje olsztyńskiego sędziego Pawła Juszczyszyna. Debatuje się o Kaszubach, Ślązakach, a o tym, gdzie Warmia, a gdzie Mazury, ani słowa. I tak ze wszystkim.

Z olsztyńskich fachowców: redaktor Wacław Radziwinowicz wyjaśniający czym jest rosyjska dusza i Zygmunt Miłoszewski (nie każdy kojarzy go z Olsztynem) w dyskusji o powinnościach literatury. Z polityków: Janusz Cichoń i odrzucony przez Zjednoczoną Prawicę Michał Wypij o gospodarce, Marcin Kuchciński i Piotr Grzymowicz o samorządzie oraz „szubienicach”, Urszula Pasławska… o stosunkach Państwo-Kościół (???), Paweł Papke jako animator sportu. Tylko ci, a ważnych gości, ekspertów i panelistów, przyjechało do Kortowa kilkuset. Od ambasadora Stanów Zjednoczonych Marka Brzezińskiego, po Ewę Łętowską i Adama Bodnara, Garri Kasparowa, Okasnę Zabużko i Urszulę Dudziak.

Gospodarz Campusu, Rafał Trzaskowski zna ich prawie  wszystkich, amerykański ambasador mówi do niego „dear Rafał”. Nie chodzi jednak o miłe drobiazgi. Przez sześć dni uniwersyteckie Kortowo było najgorętszym, najbardziej inspirującym miejscem w kraju. Wiele można było skorzystać: usłyszeć o sprawach, o których mówi się rzadko, zobaczyć jak prowadzi się poważne dyskusje, jak odpowiada się na trudne pytania z sali, jak wygląda rozmowa speed-dating… itd. Przede wszystkim przyjrzeć się młodzieży, uczestnikom Campusu. Dziś potencjalnym wyborcom, jutro – jeśli nie obrzydzimy im polityki – rzeczywistym następcom. W nich nadzieja.

Politycy z Warmii i Mazur, nie dorastają do tego poziomu, kuleją intelektualnie, nie mają nic istotnego do powiedzenia

Istotą społecznego zaangażowania, niezależnie od politycznych opcji,  jest elementarna ciekawość świata, gotowość do wymiany poglądów, konfrontacji z pulsującym życiem. Politycy z Warmii i Mazur, nie dorastają do tego poziomu, kuleją intelektualnie, nie mają nic istotnego do powiedzenia. Sprawni są jedynie jako kadrowcy w regionalnej lidze. Teraz k… wy, jutro k… my. Tylko to ich trzyma przy życiu. Sądząc po postach na FB kręcili się w pobliżu, ale lekcji nie odrobili. Egzamin obleją. W Olsztynie mogą sobie gadać do woli, decyduje Warszawa.

Jerzego Szmita ani Iwony Arent z PiSu „Campus Polska Przyszłości” do Kortowa nie przyciągnął. Pewnie nie dostali zaproszeń, a przez płot im nie wypada. Pisowskie „media publiczne” akredytowały się, lecz zignorowały wydarzenie. Te centralnego szczebla filmowały wszystko tylko po to, żeby zgromadzić, potrzebny rządowej propagandzie zapas haków. Lokalne zaś schowały się w mysiej dziurze. TVP 3 Olsztyn, Radio Olsztyn, „Gazeta Olsztyńska”, jeśli w ogóle coś puszczały, to zdając się na PAP. Lokalni, a w gruncie rzeczy beznadziejnie prowincjonalni. Zainteresowanie przyjazdem do Olsztyna ambasadora USA obniżało dla nich towarzystwo Rafała Trzaskowskiego, a wizytą przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy, Rusłana Stefanczuka, obecność przy nim marszałka Senatu, Tomasza Grodzkiego, choć to przecież trzecia rangą osoba w państwie. Chyba czekają aż  „królowa Madagaskaru” do nas zawita.

Campus żył w mediach społecznościowych. Informacje, z konieczności wyrywkowe, znaleźć można też na prywatnych portalach. Generalnie nie są one pocieszające. Mimo wojny na Ukrainie, wezwań do zgody i jedności w obliczu zagrożenia, próżno wyglądać zmian na polskiej scenie politycznej. Do sejmowych wyborów został rok. Wygramy! – zapewniają przy aplauzie uczestników Campusu zarówno Rafał Trzaskowski, jak i Donald Tusk. Kiedy jednak mówią: stwórzmy jedną listę kandydatów opozycji, „sojusznicy” Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz, z którymi prezydent Warszawy dyskutował w Kortowie, dalej kręcą nosem, zwłaszcza „aparat partyjny” PSL ma własne apetyty. Ukręcą może swoje liche kilka procent, winę zwalą na system D’Hondta.

bs