Wygląda, że w eurowyborach na serio bić się będą ci co poprzednio, władza i „totalna opozycja”. Inni spróbują skorzystać z zamieszania towarzyszącego walnej bitwie. Wystylizowane twarze kandydatów, zależnie od przeświadczenia o własnych atutach uśmiechnięte, bądź emanujące pewnością, patrzą na nas z bilbordów i ulicznych latarni. Nazwiska kojarzymy mniej. Co z Wiosną, przekonamy się jesienią. Ale kim jest na przykład Alina Ojdana, 52-letnia ekonomistka z Nowoberezowa wybierająca się do Brukseli z błogosławieństwem Pawła Kukiza, albo Lilija Mosheshkowa, 49-letnia pani prawnik z Warszawy szukająca właśnie u nas swoich szans pod skrzydłami konfederacji Korowin, Braun, Liroy i Narodowcy?

Warmia i Mazury w jednym okręgu wyborczym z Podlasiem to dziwoląg. Trudno o bardziej obcych sobie sąsiadów. Liczbą mieszkańców niby ich bijemy, ale pięć lat temu do Brukseli dostało się dwoje kandydatów z Białegostoku. Profesor Karol Karski z Prawa i Sprawiedliwości otrzymał 67 tysięcy głosów, zaś profesor Barbara Kudrycka z Platformy Obywatelskiej 61 tysięcy. W porównaniu z Jagiellonią olsztyński Stomil to niższa liga, niepotrzebnie jednak daliśmy się zdominować.

Uważajmy teraz, żebyśmy przez zaniedbanie (niska frekwencja) bądź robienie komuś na złość, nie doprowadzili do tego, że w naszym okręgu zostanie wybrany ktoś z dalszych jeszcze stron. Według badań jedna czwarta polskich dwudziestolatków ma poglądy skrajne: chętnie słuchają o żołnierzach wyklętych, choć historii uczą się kiepsko, trąbią o chrześcijańskich wartościach, a do kościoła nie chodzą, czują się patriotami, lecz do rzetelnej roboty trudno ich zagonić. Są przeciw Żydom i imigrantom, zaś LGBT to dla nich zaraza. Na takich właśnie liczy ten trzeci, szef narodowców. Korzystając z uprzejmości Kukiza dostał się już do Sejmu, teraz szykuje się podminować Europę.

Robert Winnicki – a nie Janusz Korwin Mikke jak, sądząc według numeru listy, myślą może niektórzy – publicysta ze Zgorzelca zawiesza swoją twarz na plakatach w Olsztynie. Patrzy jednak głównie na Białystok, konkretnie na kiboli Jagiellonii. Nie przypadkowo więc na szpicy Koalicji Europejskiej wystawiona została nie profesor Kudrycka, a napastnik Tomasz Frankowski. Gra idzie o głosy pięciu, dziesięciu tysięcy, chętnych do narodowych marszów młodzianów, którzy ten jeden raz wrzucą może kartkę na „Franka”, a nie PiS, czy osoby o jeszcze bardziej zdecydowanych poglądach. Piłkarskie kompetencje „łowcy bramek” nie podlegają dyskusji, polityczne w obecnej sytuacji nie grają roli.

Możemy tylko tęsknić za czasami, kiedy w roli eurowyborczej lokomotywy ustawiany był nasz Krzysztof Hołowczyc i marzyć o tym, że kiedyś liczyć się będzie coś więcej niż rozpoznawalna twarz. bs