Władza wkracza nam z butami do szkół i domów, czasami w mundurach i z długą bronią. Na razie w strefie przygranicznej, gdzie PiS ćwiczy jak daleko może się posuwać w deptaniu naszych praw. Pod pozorem obrony granic. Naszym dzielnym obrońcom za spychanie na Białoruś wycieńczone kobiety i dzieci oraz łapanie wolontariuszy niosących pomoc tym ludziom, dedykuje się specjalne koncerty oraz akademie ku czci. W rządowym przekazie znowu bronimy Europę przed nawałą ze Wschodu. Jak w 1920 roku. A ratujący imigrantów przed śmiercią z wycieńczenia i zimna to zdrajcy narodu. Chociaż faktycznie mamy tylko jednego – dezertera z Wojska Polskiego.
Władzy nie podobają się nawet spodnie. Minister Czarnek uznał, że spodnie-rurki nie są odpowiednim strojem dla Polaków. Łaskawie zgodził się natomiast, by rodzice decydowali o tym kogo szkoła może zaprosić. Pod jednym warunkiem: o ile zgodzi się na to jego urzędnik, kurator. Czarnek dostał zadanie zniewolenia szkoły i wprowadzenia do niej systemu kształtowania młodego pokolenia wg. narodowo-katolickiego wzorca. Podobnie jak w szkole narodowo-socjalistycznych Niemiec i komunistycznym ZSRR: my – dobrzy, oni – źli, czarne albo białe.
Ostatnio wyczytałem, że aż dla 37 proc. Polaków jedynym źródłem informacji jest TVP. Czyli więcej niż co trzeci z nas poddany jest permanentnej rządowej propagandzie. W której Mejza jest ofiarą nagonki, sędziowie to kasta złodziei, Kaczyński jest dobrotliwym ojcem narodu, Tusk to zdrajca winny zły wszelakiemu. Dzięki PiS pławimy się w dobrobycie i Niemcy nam tego zazdroszczą, Unia chce nas zniewolić, ale PiS nas obroni. Ani słowa o aferach, które za rządów Kaczyńskiego i spółki wychodzą na jaw codziennie. Memy prezentujące TVP jak północnokoreańską TV nie są tak bardzo odległe od rzeczywistości. Słońca Narodu jeszcze nie ma, ale Zbawca Narodu już jest.
Sejm to partyjno-rządowa wydmuszka utrzymywana w ryzach przekupstwem i korumpowaniem. Ledwie dwa głosy przewagi nad opozycją powoduje, że każdy jest cenny. Jak cenny? Posadą doradcy w banku i fuchą wiceministra – jak w przypadku Kołakowskiego, utworzeniem ministerstwa dla Bortniczuka i Mejzy, obietnicą zmiany ordynacji dla Kukiza i spółki, czy forsowaniem zmiany granic gminy, tak by do gminy posłanki trafiła elektrownia. To tylko przykłady degrengolady Sejmu. Za kulisami są posady dla wujków, ciotek i samych posłów. Z kulis wyłażą kolejne spółki i zbędne instytuty z olbrzymią kasą z budżetu państwa. Jak Instytut Republikański. Jeszcze niczego nie dokonał, a już kupuje dwie limuzyny, jedwabne szale i szykowne bibeloty za 16 mln złotych.
Gdy się człowiek o tym dowiaduje, to nic dziwnego, że ciśnienie osiąga stan nadciśnienia. I pewnie w trosce o nasze zdrowie PiS postanowił zlikwidować źródła informacji. Nie będziemy wiedzieć, nie wzrośnie nam ciśnienie, nie trzeba będzie leków.
Wiedza to podstawa wolności, brak wiedzy znakomite pole do zniewolenie. Bo zniewolenie to nie tyle zakuwanie w kajdany, co omijanie naszego głosu przy podejmowaniu decyzji. Tu warto przytoczyć przykład z Ostródy. Otóż koniecznie musimy zmniejszyć zanieczyszczanie Ziemi, w tym powietrza. Na język praktyki oznacza to zlikwidowanie emisji gazów cieplarnianych, czyli likwidację spalania węgla. Z czasem takie działanie ma przynieść także oszczędności w naszych kieszeniach.
Nie jest to proste, bo wymaga to nakładów i zmiany logistyki zaopatrzenia w opał. W przypadku Ostródy pieniędzy nie ma ani miasto, ani MPEC, więc zaproponowałem rozwiązanie bez kosztów i bez emisji gazów. Dodajmy, że wymagało to szeregu specjalistycznych analiz i ekspertyz. Ale nie dla części radnych. Szczególnie dwóch z nich – Legucki i Kowalski (obaj PO) – lansuje najbardziej ich zdaniem optymalne (dla mieszkańców oczywiście – bo obaj panowie ustawicznie podkreślają, że o mieszkańców dbają) rozwiązanie. Najlepiej będzie wybudować biogazownię i spalać uzyskany w ten sposób gaz na potrzeby ogrzania miasta. Rozwiązanie podobno modne, ekologiczne i opłacalne. Jakiejkolwiek argumentacji techniczno-ekonomicznej obu panom brak, ale zapał wykazują.
Pomogę obu. Biogazownie mają ogromne zalety. Likwidują zanieczyszczającą środowisko gnojowice, która przerabiana na gaz może zastępować węgiel w produkcji energii elektrycznej i cieplnej. Do tego ocenia się, że akurat nasze województwo ma bodajże największy w tym względzie potencjał. Szkopuł w tym, że trudny do wykorzystania technicznie i logistycznie, a ekonomicznie nieopłacalny w wykorzystaniu przez miejskie ciepłownie, nawet o mocy poniżej 20 MW.
W przodujących pod względem produkcji biogazu Danii i Niemczech przeważają biogazownie o mocy 0,3 – 0,6 MW. Są to biogazownie rolnicze usytuowane przy dużych gospodarstwach rolnych. Bo wozić gnojowicy się po prostu nie opłaca. U nas też przeważają podobne biogazownie, a największe osiągają moc 2 MW. Dla biogazowni o mocy 1 MW trzeba dostarczyć 60 ton kiszonki i gnojowicy na dobę, prawie 22 OOO ton rocznie, po to by wyprodukować i spalić 3 miliony 650 tysięcy m3 biogazu.
Każdy z nas może sobie przeliczyć, ile gnojowicy potrzeba dla osiągnięcia 46 MW mocy ostródzkiej ciepłowni. Kosmos! Gdyby tylko ograniczyć wytwarzanie gazu dla obu silników gazowych MPEC o mocy łącznej 8 MW to dziennie trzeba by było dostarczyć około 250 beczkowozów gnojownicy o pojemności 800 m3. Pomijając już nieopłacalność takiego przedsięwzięcia, fakt że nadal trzeba by było palić węgiel i płacić za emisję dwutlenku, to wyobraźcie sobie 250 samochodów z gnojownicą dobowo na jedynej drodze dojazdowej do ciepłowni – na ul. 1 Dywizji.
No cóż! Z tego co mi wiadomo ani Legucki ani Kowalski nie mieszkają przy tej ulicy. Ale warto, by mieszkańcy nowych bloków Ekobudu wiedzieli jakie pomysła mają ostródzcy radni.
Włodzimierz Brodiuk