Rozmowa z Zygmuntem Miłoszewskim, powieściopisarzem, sygnatariuszem ruchu Kultura Niepodległa

-Jest pan sygnatariuszem projektu pn. Kultura Niepodległa. Na czym ten projekt polega i czy jest związany ze 100-leciem niepodległości Polski?

-Kultura powinna się uniezależnić od wsparcia podatników i postanowiliśmy to zrobić w roku niepodległości. Ci dzielni żołnierze nie mieliby tej niepodległości dla kogo odzyskiwać, gdyby nie kultura, która przechowuje język i tradycję. Ruch raz przygasa, raz się ożywia, bo okazuje się, że trzeba nie tyle zapału co codziennej pracy. Ale ostatnio robiliśmy ciekawe debaty z kandydatami na prezydenta Warszawy. Okazało się, że jest przestrzeń do zagospodarowania na styku polityki i kultury. Trzeba to politykom stale uświadamiać.

-Kto tworzy ruch niepodległej kultury? Czy w swoim gronie widzicie polityków?

Kultura musi być niepodległa, niezależna, wolna od cenzury

-Ruch tworzą ludzie kultury. Artyści, edukatorzy, animatorzy kultury, bibliotekarze. Chodziło o stworzenie platformy przypominającą o tym, że kultura musi być niepodległa, niezależna, wolna od cenzury. Osobiście jestem po stronie edukacyjnej w tym znaczeniu, że trzeba uczyć młodych ludzi korzystać z kultury, zwłaszcza współczesnej. Kultura to nie tylko dziedzictwo, ale coś co żyje, zmienia się, nad czym się dyskutuje, coś o co można się pokłócić. Nie reprezentujemy żadnej partii ani ideologii. Różnią nas poglądy polityczne, estetyczne i filozoficzne, miejsce zamieszkania i status społeczny. Łączy nas idea kultury niepodległej, wolnej, otwartej, czerpiącej siłę z różnorodności. Nasze idee można poprzeć w internecie wypełniając formularz. Pod deklaracjami podpisało się kilkoro polityków, ale od razu zastrzegamy, że mogą nas wspierać, a nie uczestniczyć.

-Jeżeli walczycie o wolną kulturę to oznacza, że obecnie jest ona od kogoś lub czegoś uzależniona. Skoro tak, to od kogo?

Osobiście mam szczęście, ponieważ literatura nie jest zależna od finansowania samorządowego, rządowego, biznesowego

-Od wielu lat politycy w Polsce próbują, używając środków nacisku ekonomicznego, organizacyjnego i wyznaniowego, wykluczyć z publicznego obiegu niezależnie myślących twórców. Tym samym pozbawiają Polaków wolności wyboru i dostępu do kultury. Osobiście mam szczęście, ponieważ literatura nie jest zależna od finansowania samorządowego, rządowego, biznesowego. Jest ostatnim bastionem wolności, ale jeśli chodzi o kolegów z innych dziedzin, np. teatru, filmu, to oni są finansowani przez samorządy lub instytucje wydające pieniądze podatników, gdzie urzędnicy decydują na co zostaną przekazane środki finansowe. W ten sposób dochodzi do cenzury ekonomicznej.  Kultura – tak jak demokracja – jest przestrzenią dialogu w duchu poszanowania wolności i różnorodności. A w chwili, gdy demokracja jest zagrożona, staje się depozytariuszem niesionych przez nią wartości. Próby podporządkowania kultury tej lub innej opcji światopoglądowej uderzają we wszystkich: żyjących współcześnie i tych, którzy przyjdą po nas. Jesteśmy odpowiedzialni za dziedzictwo, które zostawimy przyszłym pokoleniom. Naród pozbawiony dostępu do kultury otwartej i różnorodnej, traci zdolność do dialogu i krytycznego myślenia, stając się podatnym na manipulacje.

Rys. Arkadiusz Krupa
Rys. Arkadiusz Krupa

-Czy to znaczy, że polska kultura idzie śladem politycznym i bierze ostry zakręt w prawo…

-Większość instytucji kultury to placówki samorządowe, niewiele jest instytucji finansowanych z budżetu rządowego. I dobrze. Ale co się stanie po wyborach samorządowych, nie wiemy. Gdyby samorządy przejęła prawica, to większość placówek kultury będzie prowadzić działalność ideologiczną.

-Co powinno się zrobić, aby uchronić kulturę przed  politykami, także na tym najniższym, samorządowym szczeblu?

Trzeba także przywrócić  edukację kulturową w powszechnym systemie nauczania, misyjność mediów publicznych

-Spisaliśmy te działania w formie ośmiu postulatów. One są dostępne w internecie, więc przytoczę tylko kilka. Po pierwsze powinno się ustawowo powołać Obywatelską Radę Kultury, której zadaniem byłoby opiniowanie polityki kulturalnej i działalności edukacyjnej państwa i rekomendowanie kandydata na Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na szczeblu samorządowym konieczny jest mechanizm finansowania i dystrybucji środków na kulturę, na wzór organizacji pożytku publicznego i budżetów partycypacyjnych. Trzeba także przywrócić  edukację kulturową w powszechnym systemie nauczania,  misyjność mediów publicznych. Trzeba zagwarantować autonomię i niezależność instytucjom kultury i wprowadzić zakaz stosowania cenzury w jakiejkolwiek formie: instytucjonalnej, prewencyjnej, ekonomicznej, prawnej, represyjnej, wewnętrznej, politycznej, wyznaniowej lub ideologicznej.

Zygmunt Miłoszewski. Fot. Newsbar.pl
Zygmunt Miłoszewski. Fot. Newsbar.pl

-Odejdźmy od polityki i porozmawiajmy o książkach. W Olsztynie jest pan znany z powieści, w której pisze o ulicznych korkach, sygnalizacji świetlnej, zielonych strzałkach w prawo itp. I ten obraz przykleił się do miasta, jak rzep do psiego ogona. Miał pan okazję poznać miasto, bo stąd pochodzi żona i jej rodzina. Natomiast w ostatniej powieści “Jak zawsze” bierze pan na tapetę gomułkowską Warszawę, o której pisze też z wielkim realizmem. Tamtych lat nie może pan pamiętać, więc skąd czerpał wiedzę o ówczesnym mieście?

Łatwo jest patrzeć na historię z naszej perspektywy, tzn np. po 50 latach. Zupełnie inaczej ta historia wygląda wtedy, kiedy ona się dzieje

-Obserwuję Olsztyn, widzę jak wspaniale się rozwija. Zagospodarowanie jeziora Ukiel to mistrzostwo świata, to najlepiej wydane pieniądze unijne. Świetny park centralny, coraz więcej ścieżek rowerowych. Rewelacyjna Łynostrada itd. Ale to co buduje się przed planetarium to z kolei architektoniczny koszmar. Wracając do Warszawy i powieści “Jak zawsze”. Powiedzmy najpierw o czym ona jest, bo przecież nie wszyscy ją czytali. Akcja rozpoczyna się w 2013 r. Bohaterowie mają odpowiednio: on 83, ona 78 lat. Świętują 50 rocznicę dnia kiedy się po raz pierwszy bzyknęli. Czczą tę rocznicę intelektualnie, cieleśnie i seksualnie. Budzą się w ciałach o 50 lat młodszych, w 1963 r. On ma 33 lata, ona 28 lat i mają możliwość przeżycia jeszcze raz od nowa mając świadomość starszych ludzi z XXI wieku. I pytanie jest: co z tym zrobią. Łatwo jest patrzeć na historię z naszej perspektywy, tzn np. po 50 latach. Zupełnie inaczej ta historia wygląda wtedy, kiedy ona się dzieje. Historycy mają takie porównanie. Jak spoglądasz na obecną historię, to tak jakbyś siedział we wnętrzu krowy. Tu są jakieś bebechy, tu bije jakieś serce, a tu się rusza jakieś płuco. Ale dopiero po iluś tam dekadach i z zewnątrz, można zobaczyć, że to była krowa. Podstawowym źródłem informacji o Polsce 1963r.,  która wówczas była po drugiej stronie żelaznej kurtyny, był mój ojciec. Akurat wtedy rozwijał karierę, był złotym dzieckiem systemu. Garnitur, mieszkanie, awans itd. Korzystał z możliwości awansu społecznego jaki w innych czasach historii Polski nie byłby dla niego możliwy. Drugim osobowym źródłem informacji była moja mama z małomiasteczkowego, ale jednak wykształconego, mieszczaństwa.

-I o co pan wypytywał? Pamiętali szczegóły?

Podstawowym środkiem lokomocji za 50 lat miały być poduszkowce, a nie tramwaje…

-Wypytywałem ich o wszystko: o szkołę, imprezy, o życie towarzyskie, uczuciowe, kulturalne. Fascynujące było udać się z nimi w taką podróż, bo bardzo dużo pamiętali. Mama opowiadała raczej z tęsknotą, ojciec bardziej na trzeźwo uważając, że było, minęło, a teraz jest, jak jest. Przeczytałem także dużo gazet z lat 60-tych, opracowań naukowych o życiu codziennym w Warszawie w latach 60-tych, obejrzałem wiele filmów, przewertowałem stos Młodych Techników, bo byłem ciekaw, jak ludzie wtedy przewidywali przyszłość. Na marginesie dodam, że podstawowym środkiem lokomocji za 50 lat miały być poduszkowce, a nie tramwaje… Jestem uznawany za inne pokolenie, ale przecież nie jestem już tak młody, bo urodziłem się w 1976 r. i ciągle pamiętam Warszawę z nienaturalnymi dziurami architektonicznymi. Warszawa mojego dzieciństwa to podwórka, na których było widać ściany z pozostałościami dawnych kamienic, a to jakieś krany, kaloryfery, kolorowe ściany dawnych pokoi. Pamiętam PRL lat 80-tych, który – umówmy się – nie tak bardzo odbiegał od lat 60-tych.

Zygmunt Miłoszewski. Fot. Newsbar.pl
Zygmunt Miłoszewski. Fot. Newsbar.pl

-Ta książka to jest takie wielkie “sprawdzam” na pytanie co by było gdyby?

Każde pokolenie popełnia ten sam błąd: myśli, że przyszłość to teraźniejszość, tyle, że lepsza

-To “gdyby” to nas prześladuje. Bo gdyby nie rozbiory, gdyby nie zamach majowy, gdyby nie okupacja, gdyby nie Powstanie Warszawskie, gdyby nie komuniści, gdyby nie Leszek Balcerowicz, Kaczyński itd – to Polska byłaby mocarstwem rozciągającym się od Lizbony do Władywostoku. A moim zdaniem teraz jesteśmy w najlepszym momencie historii Polski i pytanie czy my to dostrzegamy? W tej książce jest przesłanie: ludzie obudźcie się, przecież jest fantastycznie. W historii już się wszystko wydarzyło i dobrze jest na nią spojrzeć bez mitologizowania, żeby ewentualnie stwierdzić co nam grozi w przyszłości. Timothy Snyder w książce o naszej części Europy pt. “Skrwawione ziemie”, napisał, że każde pokolenie popełnia ten sam błąd: myśli, że przyszłość to teraźniejszość, tyle, że lepsza. I każde pokolenie się myli. Jeśli my nie będziemy mieli wizji przyszłości, to przyjdzie ktoś, kto ją będzie miał. I to się zresztą teraz dzieje. Polacy są niepokorni i mam nadzieję, że ta niepokora wyrażająca się w “nie bo nie” nas uratuje i nie staniemy się drugą Turcją lub drugimi Węgrami. Ta wieczna kontra jest bardzo twórcza i kreatywna, choć oczywiście może być męcząca. Z buntu rodzą się rzeczy nowe i wynikają zmiany. Wierzę w polską niepokorę.

Rozmawiał: Sławomir Ostrowski