Olsztyn, 21.04.23 Teatr im. St. Jaracza, spotkanie autorskie z Filipem Springerem. Prowadzenie Włodzimierz Nowak. Fot. Newsbar.pl

 

Filip Springer:

Przy pisaniu książki bardzo dużo wydarza się samo. Olga Tokarczuk napisała kiedyś, że przypomina to proces zeskrobywania obrazu, który ktoś wcześniej namalował. Tak właśnie jest u mnie. Pisząc nie wiem do końca co się wydarzy z jakimś motywem lub losem bohatera. Pisanie pod pełną kontrolą jest dla mnie głębokim dyskomfortem, co przekłada się na tempo pisania. Tę książkę pisałem półtora roku, a książkę reportażową jestem w stanie napisać w kilka tygodni.

Podróżowałem po krainie rowerem używając starych niemieckich map. Drogi na tych mapach miały trochę inne położenie niż obecnie, niektórych budynków już nie ma. Więc można się zgubić. Ale to zagubienie w czasie i przestrzeni ma pewien walor. Wymyka się planowi. A jak mawiał mój nieżyjący przyjaciel: jeśli wszystko przebiega zgodnie z planem to znaczy, że jesteśmy w zasadzce.

Pisząc książkę w ogóle nie myślę o czytelniku. Jeżeli będę myślał kto będzie czytał moją książkę, czy to co piszę jest zgodne z trendami rynkowymi, czy ludzie to zrozumieją itd. to wtedy zaczyna się proces produkcyjny, a nie twórczy. Nie twierdzę, że ci którzy pisząc chcą zgromadzić jak największą liczbę czytelników, robią źle. Ja tak po prostu nie umiem. Odkrywanie w trakcie pisania czegoś na nowo jest dla mnie najfajniejsze w procesie twórczym. Zajmuję się pisaniem, a nie sprzedawaniem książek. Od tego jest wydawnictwo. Myślę, że poważny czytelnik tego oczekuje od pisarza.

 

Filip Springer. Fot. Newsbar.pl
Filip Springer

Najnowsza książka Filipa Springera pt. “Mein Gott, jak pięknie” to na poły dokumentalna, na poły fabularyzowana opowieść, której głównym bohaterem jest pejzaż. Przemierzając rowerem tereny wschodnich prowincji Prus, nazwanych później Ziemiami Odzyskanymi, autor podąża śladami ludzi, którzy – ogarnięci wizją postępu – włączyli się w rewolucję przemysłową, stopniowo przekształcając otaczający ich świat.

Część tej opowieści rozgrywa się nad Odrą – pierwszą uregulowaną wielką rzeką w Europie; część w prakwickich lasach, w których zmagający się z własnymi demonami cesarz Wilhelm II wytępił populację jeleni. Springer przygląda się pejzażowi tak, jak patrzyli na niego dziewiętnastowieczni litografowie ze Schmiedebergu, budowniczy pruskiej kolei czy ojciec polskiej fotografii Jan Bułhak.

Włodzimierz Nowak