Andrzej Voigt. Fot. Newsbar.pl
Andrzej Voigt. Fot. Newsbar.pl

-Wybory prezydenckie za kilka tygodni, a tu niespecjalnie znany kandydat usiłuje zmierzyć się z mocarzami polskiej polityki. Czy bez poparcia partyjnego, bez struktur terenowych taki start ma w ogóle sens?

-Jak po coś idę to zawsze po wygraną.

-Każdy z kandydatów tak mówi…

– Nie jestem osobą nieznaną. Mam chyba najdłuższy staż polityczny ze wszystkich kandydatów. Polityką zacząłem zajmować na studiach w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Gdybym nie wierzył w zwycięstwo, nie startowałbym. Wiara, pasja, dobry program, doświadczenie polityczne, wiedza – to jest moja siła. Nie ma mnie w tradycyjnych mediach, to fakt, ale są przecież media społecznościowe. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jaki jest w nich potencjał. Jestem pewien, że dzięki nim wygram. Wkrótce będę docierał do wyborców z własną spersonalizowaną, cyfrową gazetą, która będzie miała np. 300 – 400 mutacji. Każdy numer będzie inny i dostosowany do indywidualnego odbiorcy. Czy ktoś wcześniej o tym pomyślał? Specjalizuję się w sztucznej inteligencji, wiem jak przetwarzać dane. To są narzędzia, które pozwolą mi dotrzeć z osobistym przesłaniem do tysięcy wyborców.

-Wiara niewątpliwie jest niezbędna, technologia też, ale najpierw trzeba zebrać 100 tys. podpisów. Jak to zrobić, bez struktur, aparatu, zaplecza politycznego?

– O to jestem spokojny. Mamy jeszcze prawie trzy tygodnie na zbieranie podpisów. Wolontariusze działają w różnych regionach kraju. Najwięcej podpisów zbierzemy na Kaszubach, skąd pochodzę i na Mazowszu, gdzie jestem stosunkowo dobrze znany. Wkrótce poinformuję wyborców o swoim zapleczu. Dzisiaj mogę powiedzieć jedynie, że poprą mnie stowarzyszenia, które liczą po kilkadziesiąt i więcej tysięcy członków, znacznie więcej niż liczą niektóre partie polityczne.

-Załóżmy, że nie wygra pan wyborów prezydenckich, co ze zgromadzonym kapitałem politycznym. Kampania prezydencka to przecież wielki wysiłek organizacyjny i finansowy. Pójdzie na marne?

-Zarejestrowałem partię polityczną pod nazwą Partia Prezydencka. Będziemy działać w nowych strukturach partyjnych. Jestem za systemem prezydenckim, w którym głowa państwa wybrana przez większość głosujących ma znacznie więcej do powiedzenia niż obecnie. Np. mianuje i odwołuje premiera, sędziów, rządzi państwem.

-Taki system wymagałby zmiany konstytucji…

-Właśnie dlatego powstaje Partia Prezydencka, żeby ogarnąć te dwa spolaryzowane żywioły skupione wokół PiS i PO. Prezydent Duda miał pięć lat żeby doprowadzić do consensusu i stworzenia środowiska, które wesprze głowę państwa również w zakresie stworzenia nowej konstytucji. Nie zrobił tego. Teraz staję do walki przeciwko niemu, choć pięć lat temu – żeby była jasność – głosowałem na Andrzeja Dudę. Po wyborach będziemy budować społeczeństwo obywatelskie. Musimy się odciąć od obecnego modelu zarządzania polegającym na nadmiernej dominacji kilku partii nad obywatelami.

-PiS nie jest partią demokratyczną i stąd tyle zła. Niedemokratyczną także w tym znaczeniu, że szef partii zgodnie z jej statutem jest praktycznie nieodwoływalny. Jeden człowiek wprowadził w partii autokrację, którą przeniósł do życia społecznego.

– Tak, co innego prezydent wybrany przez większość w powszechnych wyborach, a co innego nieodwoływalny prezes partii. To jest po prostu dyktatura.

-Coraz częściej mówi się na świecie o kryzysie gospodarczym spowodowanym może nie tyle koronawirusem co zwyczajnym cyklem koniunkturalnym. Ostatni kryzys mieliśmy kilkanaście lat temu. Czy po tłustych latach nadchodzą lata chude?

-W Polsce kryzysu nie widać. Mamy bardzo solidne fundamenty gospodarcze. Przez lata gospodarka była mocno osadzona na rachunku ekonomicznym, zgromadziliśmy znaczne środki, które umożliwiły realizację programów socjalnych. Oczywiście były wypaczenia np. w ściąganiu VAT i akcyzy. Grupy przestępcze rozwinęły się na niespotykaną skalę czego doświadczyłem osobiście tracąc w biznesie kilkadziesiąt milionów złotych. Ludzie z CBŚ i ABW m.in. z Olsztyna założyli strukturę biznesową i poprzez ponad 60 spółek wyłudzali VAT. W naszym wypadku zagarnęli nam nowiutką fabrykę wartości ponad 65 mln zł. Podstawili nam człowieka z fikcyjnym długiem, który poszedł do sądu, a ten bez przesłuchania stron ogłosił upadłość likwidacyjną. Część z tych ludzi siedzi teraz w więzieniach, ale najważniejsi uciekli z pieniędzmi za granicę. Prokurator zarzuty postawił na miliard sto siedemdziesiąt milionów złotych.

Andrzej Voigt. Fot. Newsbar.pl
Andrzej Voigt. Fot. Newsbar.pl

-Mając takie doświadczenie sądowe zapewne popiera pan tzw reformę Zbigniewa Ziobro?

– Doświadczeń sądowych miałem więcej. Np. w 2001 r. oskarżono mnie o niezgodne z prawem transakcje pomiędzy spółkami. Prokurator twierdził po trzech latach od transakcji, że raz było za tanio, innym razem za drogo. Podważał to co było uchwalone przez walne zgromadzenie, radę nadzorczą, zarząd spółki. Chodziło w tym przypadku o coś innego – wyeliminowanie mnie z prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej. To, że miałem takie doświadczenia z sądownictwem wcale nie oznacza, że w całości popieram obecną reformę. Nie może być tak, że mówi się o reformie sądownictwa, a sędziowie są kompletnie zawaleni robotą, sprawy trwają znacznie dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Gorzej niż w Senegalu czy Ghanie nic nie ujmując tym krajom. Nominacje sędziowskie mają charakter awansów partyjnych. Skuteczny obrót gospodarczy jest niemożliwy w takim systemie. Minister Ziobro mówi, że reformuje, a w konsekwencji realizuje swój plan polityczny, aby na bazie wymiaru sprawiedliwości stworzyć sobie dogodną pozycję w przyszłych wyborach prezydenckich. Mając swoje sądy, swoich prokuratorów jest się panem życia i śmierci każdego obywatela.

-Wróćmy do gospodarki i jej najbliższej przyszłości. Jakie stoją przed nią zagrożenia?

-Przed laty uczestniczyłem w prywatyzowaniu polskiej gospodarki. Dążyliśmy poprzez prywatyzację państwowych firm do poprawy efektywności ekonomicznej i w konsekwencji do wzrostu podatków odprowadzanych do budżetu państwa. Co mamy dzisiaj? Objęcie stanowisk w spółkach skarbu państwa jest głównym celem przynależności do partii rządzącej. Pensje wysokości od 40 do 100 tys. złotych miesięcznie w spółkach, o których nawet nie słyszałem, to absolutny skandal. Połowę czasu tym 20- 30-latkom zajmuje bieganie od jednego do drugiego gabinetu ministerialnego po to, żeby utrzymać się na stanowiskach.
Ostatni tydzień spędziłem we Włoszech, Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii. Czegoś takie jeszcze w  życiu nie widziałem: we Włoszech np. puste lotniska. Świat oszalał na punkcie zagrożeń koronawirusem głównie za sprawą mediów. Ludzie chorują, umierają, ale nie mamy do czynienia z epidemią. Ogromne straty ekonomiczne poniosły Chiny, za kilka miesięcy odczują to kraje z nimi współpracujące. Jeśli poddamy się panice to za chwilę odczują to hotele, restauracje, linie lotnicze, firmy uzależnione od globalnych dostawców. Wielką rolę mogą odegrać politycy, którzy powinni dążyć do uspokojenia nastrojów i nie dopuścić, aby paniczne postawy doprowadziły do kryzysu ekonomicznego.

-Świat nie musi się aż tak przemieszczać. Powinien w ogóle przyhamować np. ograniczając rozwój sztucznej inteligencji.

-Rozwoju dekretem się nie zatrzyma. Biznes musi podróżować, nawiązywać bezpośrednie kontakty. Bez nich trudno zrobić dobry interes. Choć rzeczywiście na większą skalę można wykorzystywać internet. Ja np. prowadzę ogromny, skomplikowany projekt w stanie Texas w USA dotyczący właśnie sztucznej inteligencji, IT, transportu itd. poprzez internet. Wartość projektu pół miliarda dolarów. Można mieszkać w Polsce i prowadzić międzynarodowe interesy. Polska jest jednym z bezpieczniejszych krajów w Europie. Mam problem, żeby wieczorami chodzić po Londynie. Nie mam takiego problemu w Warszawie. Europa Środkowa ma 120 milionów ludzi, stabilne prawo, no i jest w Unii Europejskiej. Dobry produkt wymyślony czy wyprodukowany w Polsce można sprzedać na ogromnym obszarze. Trzeba mieć biznesową odwagę, nie bać się nowych rynków. Ja wczoraj byłem w Warszawie, Rzymie i Barcelonie. Jednego dnia obleciałem niemal całą Europę. Latanie jest stosunkowo tanie, można więc rozwijać biznes na wspólnym, europejskim rynku. Takich możliwości wcześniej Polska nie miała. Przy czym zastrzegam, że sama Unia Europejska powinna się zmieniać. Jeśli Unia nie będzie dostrzegać tego co się w zakresie otoczenia biznesowego i politycznego dzieje w Chinach, USA, Indiach, Wielkiej Brytanii, to się rozpadnie. Unia musi być konkurencyjnym bytem w sensie ekonomicznym i politycznym. Tymczasem mnoży procedury, spowalnia procesy podczas, gdy na świecie decyzje podejmuje się coraz szybciej. Jeśli chcemy być jako kontynent konkurencyjni na świecie, Unia Europejska powinna się porządnie zreformować. W USA jest jasny system decyzyjny. Prezydent podejmuje decyzję lub vetuje decyzje jego zdaniem niewłaściwe. W Unii Europejskiej obowiązuje natomiast system uzgodnień, który spowalnia rozwój gospodarczy. Do tego potrzebna jest wspólna waluta, żeby idea wspólnego rynku miała sens.

-Z tego co pan mówi wynika, że jest pan za wprowadzeniem Euro w Polsce?

– Docelowo tak.

– Od kiedy? Powiedzmy, że zostaje pan prezydentem kraju i ma pan wpływ na decyzję. Podczas najbliższej kadencji?

– W tym momencie mówię: nie. Za wcześnie. Bardziej bym się skłaniał do tego co zrobiła ostatnio Japonia, aby w transakcjach handlowych wprowadzić bitcoiny. Dzisiaj mamy do czynienia z ogromną skalą wyłudzeń informacji biznesowych: o kontrahentach, partnerach, transakcjach itp. itd.  W konsekwencji nie dochodzi do wielu transakcji właśnie wskutek szpiegostwa gospodarczego. Transakcje wykorzystujące technologię blockchain pozwalają na ukrycie praktycznie wszystkich informacji o kontrakcie. W obrocie gospodarczym kryptowaluta ma przyszłość.

-Czy media publiczne powinny istnieć?

-W ograniczonym wymiarze. Zostawiłbym jeden kanał radiowy i telewizyjny, a wszystko pozostałe sprywatyzował. Państwo nie może być więźniem prywatnych mediów, jak to się zrobiło np. we Włoszech, ale też nie może być tak, jak teraz, że politycy masowo, do własnych celów wykorzystują publiczne media.

Rozmawiał: Sławomir Ostrowski


Andrzej Voigt – w przeszłości prezes Polskiej Agencji Inwestycji Zagranicznych, doradca w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jana Olszewskiego, wieloletni Ekspert w Centrum Adama Smitha. Obecnie: ekspert – evaluator Komisji Europejskiej od 24/02/2020 odpowiedzialny w Executive Research Agency za ocenę projektów inwestycyjnych do wartości 10 mln € składanych w Brukseli przez małe i średnie firmy z 27 krajów