No i stało się. Autobus, który przywiózł z Niemiec pacjenta zero – zgodnie z rozkładem jazdy – dotarł w nasze strony. Z wirusem bez miejscówki. Ktoś wysiadł w Iławie, ktoś dojechał do Olsztyna. Czy zaraz następnego dnia poszedł do pracy? Czy posłał dzieci do szkoły? Czy to aby nie była nasza praca, nie szkoła naszych dzieci? Nawet jeśli nie, to na pewno praca bliskich znajomych, szkoła przyjaciół dzieci. Rachunek prawdopodobieństwa uczy, że nie trzeba wielu kontaktów, by przypadek stał się faktem. Dzięki internetowi, panika rozprzestrzenia się szybciej niż zaraza.

Koronawirus, COVID-19. Nazywając niewidzialne próbujemy je oswoić. Nieznane, budzi strach. Niebezpieczeństwo, chęć ucieczki. Z pierzyną pod pachą i zapasem jedzenia w plecaku. Mąka, kasza, cukier powoli znikają ze sklepów. W poprzednim wieku dochodziły do tego jeszcze zapałki i słonina, jeśli kto miał do niej dostęp. Zdobyczą naszej cywilizacji i znakiem postępu jest, że w obliczu czarnej godziny cenione są dziś także maseczki ochronne oraz środki do dezynfekcji. Nie tylko w Olsztynie, nie wyłącznie w Polsce. Bogaci Niemcy i dumni Anglicy też to robią. Mamy do czynienia z pandemią o zasięgu światowym. Chiny, gdzie mór się rozpoczął, są już stracone.

Na wszelki wypadek przestajemy sobie podawać ręce, a drzwi otwierać będziemy kułakiem

Kwarantanna, izolacja. Pacjent zero, udziela wywiadów i bagatelizuje sprawę. Inna medialna gwiazda, pani ze słubickiego sanepidu radzi wszakże, żeby nie całować się nawet z własnym chłopem. Na wszelki wypadek przestajemy sobie podawać ręce, a drzwi otwierać będziemy kułakiem. Są i bardziej zaawansowane formy odcięcia się od zagrożenia. Samowystarczalni wobec ziemskich plag preperesi (jest ich osiedle w lesie pod Gietrzwałdem) prawdopodobnie zeszli do schronów. Wierzą, że od apokalipsy ocalą ich woda z własnego ujęcia, suchary i suszone owoce z drzewa wiadomości. My, zwykli „wygnańcy Ewy”, tułamy się na powierzchni. Trudno przewidzieć, jak wysoka czeka nas gorączka. Na oko widać, że koronawirus grozi czymś gorszym niż zwykłe przeziębienie.

A jeśli to koniec świata? Tyle razy już go zapowiadano. Dlaczego nie teraz, dlaczego nie my! Sto, tysiąc, milion ofiar. Na wieść, że stwierdzono pierwszy przypadek zainfekowania w Ostródzie arcybiskup warmiński zalecił śpiew suplikacji.„Od powietrza, głodu, ognia i wojny, zachowaj nas Panie…”. Robi się poważnie, nawet gdy nikt już nie przekonuje, że epidemia jest karą za grzechy. To też oznaka postępu. bs