Soros w Davos przestrzega przed Facebookiem. Przed Googlami też i w ogóle przed mediami społecznościowymi, bo zwodzą swoich użytkowników, manipulując ich uwagą i kierując ją na swoje własne, komercyjne cele. Siła kształtowania zainteresowań ludzi jest skupiona w rękach kilku firm, które inwigilują na ten moment w interesie ekonomicznym, ale za chwilę mogą wykorzystywać ją do celów np. politycznych.

Soros mówi o tym co uważny obserwator widzi na co dzień. Inwigilacja telefonów komórkowych np. wykorzystywana jest do tworzenia map z pokazaniem natężenia ruchu samochodowego. Google opracowują mapy z korkami samochodowymi nie na podstawie zdjęć satelitarnych, jak wiele osób sądzi, a na podstawie prędkości przemieszczania się naszych telefonów komórkowych. Jeśli w danym momencie na trasie np. do Warszawy telefony nie przemieszczają się na wybranym odcinku oznacza to, że kierowcy stoją w korku.

Taką inwigilację od biedy można zaakceptować, gdyż są z niej społeczne korzyści, ale łatwo sobie wyobrazić wykorzystanie przemieszczania się komórek do celów komercyjnych lub politycznych. Google inwigilują także naszą pocztę elektroniczną. Oczywiście nikt nie siedzi za komputerem i nie analizuje treści (jak na razie…) naszych maili. Człowieka zastępuje sztuczna inteligencja i algorytmy. Przykład takiej inwigilacji? Wystarczy na gmailu wysłać maile np. o butach, a za jakiś czas w panelu reklamowym będziemy mieli linki do sprzedawców lub producentów obuwia.

Fot. Newsbar.pl
Fot. Newsbar.pl

Facebook też inwigiluje na swój sposób, zachęca do polubienia wybranych osób – i nie są to osoby przypadkowe. Zwykle wybiera takie, z którymi mieliśmy kiedyś jakiś kontakt, mimo, że nie podtrzymujemy znajomości od lat. Algorytmy wykorzystują informacje o naszym położeniu, miejscu pracy, ukończonych szkołach i kojarzą nas co jakiś czas z wysoką skutecznością ocenianą na jakieś 80 procent.

Inny serwis Linkedin służący m.in. do kojarzenia branżowych fachowców, działa podobnie, wykorzystuje geolokalizację. Wystarczy, że dwie osoby się trochę znają, mają ten sam zawód lub specjalizację (albo podobne miejsce pracy), ich komórki “zetknęły się” nawet przypadkowo np. na jakimś branżowym spotkaniu, to obaj specjaliści mogą spodziewać się maila zapraszającego do kontaktu na portalu. Krótko mówiąc cyber monopoliści wiedzą gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy, z kim się spotykamy, co powinniśmy czytać, słuchać i oglądać. Straszne…

Globalne serwisy internetowe takie właśnie jak Facebook lub Google inwigilują, ale mogą także manipulować. Mogą przecież natywnie reklamować wybrane produkty, wyświetlać przefiltrowane algorytmami treści, tworząc wokół nas zamkniętą bańkę informacyjną. A jeśli weźmie się pod uwagę możliwość wywierania wpływu na decyzje odbiorców poprzez ekonomiczną zachętę do czytania konkretnych treści, to przy tej skali działania zagraża to demokracji jako takiej i oznacza daleko posuniętą monopolizację przekazu informacyjnego.

Soros w Davos mówiąc o mediach społecznościowych domagał się także kontroli i regulacji prawnych, bo cybernetyczni monopoliści sami nie zrezygnują z pojawiających się pokus i nie będą skłonni chronić nas przed konsekwencjami własnych działań. Soros – jak wiadomo – ma pieniądze, a w tym przypadku także rację. /bar/