Urszula Dudziak
Urszula Dudziak. Fot. Newsbar.pl

 

Jednym z gości specjalnych olsztyńskiego „Campusu” była 28 sierpnia Urszula Dudziak. Do Rafała Trzaskowskiego mówiła „Rafałku”, bo zaprzyjaźniona z jego rodzicami (ojciec Rafała, Andrzej Trzaskowski był jazzmanem – bs) zna go od dziecka. Ten przedstawił ją jako „znaną tenisistkę”. Ona, wychowana w Beskidach pod Bielskiem-Białą,  sama nazywa się „górską kozą”, tryska pozytywną energią i jest urodzoną motywatorką.

„Miałam 14-15 lat kiedy po raz pierwszy usłyszałam Ellę Fitzgerald. Dzięki Willisowi Conoverowi, który codziennie o dziesiątej wieczorem w Voice of America nadawał Jazz Hour dla fanów zza żelaznej kurtyny. Ona śpiewała „Lady Be Good”, improwizowała. Ja się tego nauczyłam na pamięć, 24 horusy, kułam i kułam, aż się nauczyłam. Postanowiłam, że będę śpiewać jak ona, śpiewałam wszystkie jej przeboje… Ale jak długo można naśladować. Powiedziałam sobie, że przecież nie będę drugą Ellą Fitzgerald, muszę znaleźć swój własny głos, swoją tożsamość. To jest najważniejsze jeśli chodzi o artystów. To był może przypadek, chociaż ja nie wierzę w przypadki… Początkowo śpiewałam normalnie, nagrałam piosenkę „Pójdę wszędzie z Tobą…”. Gdy w latach 70-tych z zespołem mojego byłego męża Michała Urbaniaka jeździliśmy po całej Europie, on myszkował po sklepach muzycznych i przynosił do hotelu rożne elektroniczne przystawki. Do gitary, ale używał ich do skrzypiec. Kiedy wychodził ja podłączałam do tych przystawek mikrofon. Nagle usłyszałam takie dźwięki, że myślałam że zemdleję. Od tego czasu pokochałam elektronikę, mam ją w każdej komórce. W dodatku to było w okresie, kiedy myślałam o sobie, że jestem do niczego, przede wszystkim, że jestem brzydka. Na scenie zaczesywałam włosy na oczy, tylko nos było widać. Nie mogłam się doczekać, żeby zaśpiewać, żeby jakoś uzasadnić swoją obecność. Ale jak już zaśpiewałam, stawał się cud. Wszystkie moje kompleksy, wszystkie ograniczenia znikały, śpiewałam najpiękniej na świecie. To się niosło gdzieś w przestworza, ludziom dech zapierało, coś niesamowitego… Dlaczego w ogóle myślałam wtedy o sobie, że jestem durna, głupia, bez sensu, brzydka, nieatrakcyjna? Z perspektywy czasu widzę, że przeciwnie jestem osobą mądrą, inteligentną, atrakcyjną, wybitną. (oklaski słuchaczy) Musimy się chwalić! Koniec z tym! Koniec z mówieniem „udało mi się”, „przypadek”.

„Nasz wyjazd do Ameryki był wymyślony od dawna przez Michała Urbaniaka. Przynajmniej od 1962 roku, kiedy razem zresztą z Andrzejem Trzaskowskim i zespołem The Wreckers, którego Michał był częścią, wyjechali do USA. Sonny Rollins, John Coltrane, Dinah Washington, na wyciągnięcie ręki. Te sześć tygodni stypendium zupełnie zmieniło jego życie. Odtąd Michał cały czas myślał, żeby wrócić do Stanów, ale wrócić ze swoją muzyką. Powtarzał: ”Ula, musimy tam pojechać, tam jest tyle klubów jazzowych, tam ludzie są uśmiechnięci, wszystko tam jest, jest cudnie…” I stało się, w 1973 roku, pojechałam za nim. Ale początkowo bardzo się rozczarowałam. Manhattan bardzo mi się nie podobał, bo ja jestem ze wsi, z gór, kocham naturę, przyrodę, a tu mi się te wieżowce zwaliły na głowę, w dodatku był wrzesień, upał straszny. „To przecież piekło, gdzieś ty mnie przywiózł”, skarżyłam się. Dobrze to określił Wojtek Karolak, kiedy do nas dołączył. Powiedział, że Manhattan, to jakby dziecku z chorą wyobraźnią dano za dużo klocków – coś w tym jest. Początki więc były trudne, ale Michał mówił: „myśmy tu nie przyjechali na wakacje”. A. potem wszystko pięknie zaskoczyło. Columbia Records, największa światowa wytwórnia, nagrała najpierw moją płytę z Adamem Makowiczem, potem naszą wspólną i dalej już poleciało”.

Urszula Dudziak
Urszula Dudziak. Fot. Newsbar.pl

„Kiedyś po koncercie za kulisy przyszedł recenzent „New York Timesa”, żeby mnie pochwalić. „Miss Dudziak you are incredible, you are fantastic”. To był taki dziennikarz, co albo kciuk do góry, albo na dół. A ja do niego, że nie, jeszcze nic nie wiem, w ogóle dopiero zaczynam, nie jestem dobra. On patrzył na mnie jak na idiotkę, że mam czelność podważać jego opinię. Wtedy zrozumiałam, że coś jest nie  tak z tą moją, typowo polską skromnością. Zmieniłam się zupełnie. Jeśli teraz ktoś mówi, że jestem fantastyczna mówię, „thank you”, a po chwili „masz rację”.

”Jazz się zmienia. Dla mnie jazz daje uczucie niezwykłej, fenomenalnej, ukochanej wolności. Mogę śpiewać, improwizować jak tylko chcę, to piękne uczucie.”

„Moja mama mówiła, że każdym domu powinny być biblioteka i pianino… Niestety, kiedy u nas śpiewają „Sto lat”, to słyszę… bardzo wymyślne aranże”.

„Tęsknię za osobowościami. Jak Marek Grechuta, Czesiu Niemen, jak Anna German, Ewa Demarczyk. Wbijało fotel, kiedy żeśmy ich słyszeli. Tęsknię za pięknymi tekstami Agnieszki Osieckiej. Trochę mi tego brakuje. Ale staram się słuchać jak najwięcej, także nowe głosy. Na przykład uważam, że Kasia Nosowska jest rewelacyjna, niezwykle twórcza, otwarta, także w swoich książkach, gdzie porusza wiele ważnych tematów. Lubię też Darię Zawiałow, jest wiele ciekawych głosów…”

Chodzę na zakupy z lupą, żeby doczytać, co tam jest na opakowaniu małymi literami napisane, żeby mnie nie oszukiwali

„Nie dajcie się skołować złym myślom! Oczywiście trzeba się też ruszać, wiadomo: ruch to zdrowie!. I jeszcze trzeba zdrowo jeść. Chodzę na zakupy z lupą, żeby doczytać, co tam jest na opakowaniu małymi literami napisane, żeby mnie nie oszukiwali. Ale najważniejsze to być dobrej myśli. Każdy ma w sobie piękne, jasne światło. Chodzi tylko o to, żeby je uwolnić. Ono się uwalnia właśnie dobrą myślą, naprawdę dobrym, pozytywnym nastawieniem do ludzi, do świata. Mimo wszystko, co się dzieje naokoło. Tylko tak możemy ten świat ulepszyć. Zrobić jeden, drugi, trzeci, czwarty krok, wysłać to światło dalej.”

Po spotkaniu z Urszulą Dudziak, na estradzie z widokiem na Jezioro Kortowskie, wystąpił zespół jej byłego męża („husband” – „wasband) Michała Urbaniaka. Urbaniak grał na swoim pierwszym instrumencie, saksofonie.

bs