Kolejna ściema Morawieckiego. Rząd ogłosił, że przyszłoroczny budżet będzie zrównoważony na poziomie 429,5 mld zł. Oznacza to, że wydatki będą równe wpływom budżetowym.

Na papierze może i tak będzie, ale już wiadomo kto za to zapłaci i jak przebiegać będą cięcia finansowe. Zapłaci za to Kowalski i samorządy, które z centrali dostaną dużo mniej niż do tej pory. Szykują się cięcia inwestycyjne w terenie i podwyżki różnych ukrytych opłat.

Prezydenci 12 największych miast w Polsce szybko policzyli, że nie dostaną z centrali co najmniej miliarda złotych. Wszystkie miasta i gminy dostaną niższy zwrot z podatku PIT. Np. Olsztyn otrzyma o 37 mln zł mniej. W ratuszu już tną przyszłoroczne wydatki inwestycyjne. Nie będzie żłobka przy ul. Antonowicza, zadaszenia amfiteatru, budynków socjalnych przy ul. Tuwima, Centrum Kultury w Parku Centralnym, rewitalizacji fortyfikacji Starego Miasta. Zagrożone są inwestycje unijne (trzecia linia tramwajowa?), w których wymagany jest wkład własny gminy.

Na sto procent rząd będzie się chwalił zrównoważonym budżetem w trakcie kampanii wyborczej. Chce w ten sposób wytrącić argumenty opozycji, która twierdzi, że nie ma w budżecie kasy na rozdawnictwo. I oczywiście ma rację, bo pieniędzy nie da się dodrukować. Skoro brakuje kasy w budżecie, to zabierzmy ją samorządom – pomyślał rząd. Ludzie się nie zorientują, że to ich pieniądze… /kel/