Dzisiaj Tomasz Kosakowski, olsztyński adwokat i były prokurator, ma odebrać od prezydenta Dudy nominację sędziowską. Kosakowski od razu dostanie awans do sądu okręgowego, z pominięciem szczebla sądu rejonowego. Ma orzekać w wydziale pracy i ubezpieczeń społecznych. Nominację na sędziego dostał od nowej KRS, wybranej w niekonstytucyjny sposób przez posłów PiS i Kukiz’15.

Na rynku prawniczym jest coraz trudniej. Adwokatów przybywa szybciej niż klientów kancelarii. Praca na stanowisku sędziego jest w tej sytuacji najlepszych schronieniem przed problemami ekonomicznymi. Pewne dochody, wcześniejsza emerytura wypłacana poza ZUS-em.

Awans adwokata może nie budziłby takiej sensacji, gdyby nie fakt, że Kosakowski wpłacił podczas kampanii 12,5 tys. zł na fundusz wyborczy PiS. A było to w czasie, gdy ubiegał się już o stanowisko sędziego. Jego kompan z olsztyńsko/warszawskiej kancelarii Legalexpert, który od niedawna jest w radzie nadzorczej Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej jako przedstawiciel Ministerstwa Aktywów Państwowych, wpłacił na fundusz PiS kolejne 25 tys. zł.

Korupcja polityczna w Polsce kwitnie. Dzielenie się pieniędzmi z partią jest w zasadzie wpisane w obsadzanie stanowisk państwowych. Nie zapłacisz, nie dostaniesz posady, nie awansujesz. Lista darczyńców na komitet wyborczy jest długa. Są na niej znane nazwiska działaczy partyjnych i gospodarczych. Jest też wiele nazwisk mniej znanych lub zupełnie nie znanych, pod którymi zapewne kryją się doradcy, żony, teściowe, kochanki.

Pawel Lulewicz. Fot. Newsbar.pl
Pawel Lulewicz. Fot. Newsbar.pl

A wpłacane kwoty nie są małe. Np. Karol Karski, europoseł z naszego okręgu przelał 30 tys. zł. Paweł Lulewicz, dawniej rzecznik prasowy wojewody, a od sierpnia br. prezes Stoczni Wojennej w Gdańsku wpłacił 15 tys. zł. Marian Juszczyński, doradca prof. Wojciecha Maksymowicza, który został posłem z listy PiS, przekazał 10 tys. zł. Dyrektor generalny Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie, Paweł Żukowski – lokalny “Misiewicz”, opisywany niedawno w mediach jako najlepiej wynagradzany urzędnik w regionie, przelał no konto partii 15 tys zł, mniej więcej tyle, ile wyniosła “trzynastka” przyznana mu przez pisowskiego wojewodę.

Ze wspieraniem finansowym partii i ich komitetów wyborczych mamy do czynienie nie od dziś. Podobnie postępowali poprzednicy, z tym, że nie na taką skalę. To co robią obecnie rządzący przekracza wszelkie granice. Partie mają zapewnione finansowanie z budżetu (chociaż nie wszystkie, np. partia Gowina nie dostaje nic, bo weszła w koalicję z PiS) i to powinno im wystarczyć (ok. 100 mln zł na 4 lata). Czym innym są spontaniczne, drobne wpłaty sympatyków partii, a czym innym przelewy z państwowej kasy via działacze partyjni. W biznesie takie praktyki są zakazane, a urzędy skarbowe stale tropią tzw. słupy. Czas skończyć z tym także w polityce! Ale to zadanie do rozwiązania raczej dla następców… Bar