Nie ma szczepionki na koronawirusa. Nie ma też bata na Rafała Trzaskowskiego. To, co rządowe media używają przeciw niemu: LGBT, grupa Bilderberg, George Soros, jest kalką mającej bardzo długą brodę spiskowej teorii, że wszystkiemu winni są cykliści, masoni i Żydzi. Aż dziw, że mimo tylu tragicznych doświadczeń i tylu kompromitacji, ktoś po to sięga z przekonaniem, że ludzie uwierzą w obraz trzęsącego światem 90-letniego Żyda, Sorosa. Dlaczego nie dodają spisku Billa Gatesa i Marka Zuckerberga, i oni mają przecież wpływ na to, jak wygląda nasza rzeczywistość.

Hasło – „gonić pedałów!” w roku 2020 nie podnieca nawet wioskowych chuliganów. Po zamianie „Pe” na „Gie”, wyzwisko „ty geju!”, brzmi śmiesznie. Zaś dopisywania do tego „ideologii LGBT”, straszenia, że w szkołach uczyć będą mastrurbacji, a z adpotowych przez pary jednopłciowe dzieci wyrośnie Sodoma i Gomora, poważnie traktować się nie da. 35-letnia premierka Finlandii wychowała się w bezbożnym związku dwóch pań i wygląda normalnie.

A jak wyborca ma zrozumieć złe wpływy grupy Bilderberg, w której spotkaniu uczestniczył Rafał Trzaskowski? Czy owa grupa nie ma aby związku z tajemniczym gruppenfuhrerem Wolfem, którego kiedyś zdemaskował kapitan Kloss?

Pozostaje „dzika reprywatyzacja”, nośny argument z lokalnego, warszawskiego podwórka. Już mniejsza o to, że jej skutki Partyk Jaki i jego komisja starali się naprawiać równie dziko, janosikowym sposobem. O Trzaskowskim mówi się w TVP że jeżeli na tym interesie dotąd nie skorzystał, nie ukradł osobiście, to kiedyś z pewnością ukradnie, czeka tylko na okazję. A na razie chroni „mafię mieszkaniową”. To stara śpiewka, raz już puszczona w eter, kiedy dwa lata temu Trzaskowski zostawał prezydentem stolicy. I smutny brak miłości bliźniego, myślenie, że skoro istnieją złodzieje i mordercy, wszyscy nimi zostaniemy… jak nadarzy się okazja.

Wiemy, że tak nie jest. Podobnie jak nie każdy, kto uczył się, służył w wojsku, pracował przed 1989 rokiem w Polsce był komuchem, a przynajmniej wysługiwał się komunie. Ten argument zastosowano ostatnio w kampanii przeciw sędziom, w Olsztynie wykryto ich pięcioro, którzy należeli do PZPR. Prawicowa propaganda chętnie i teraz wsiadłaby na ulubionego konika, lecz z głównymi kandydatami na prezydenta ten szkopuł, że to panowie (Andrzej Duda zresztą też) przeważnie czterdziestokilkuletni, do partii zapisać się nie zdążyli, tajnie nie współpracowali. Przy tym za dużo ich. Trzaskowski, Kosiniak-Kamysz, Biedroń, Hołownia, Bosak – chciałoby się wszystkich raz a dobrze, a tu druga tura na widoku.

Robi się nerwowo. Prezes PiS wygraża hołocie, wśród swoich ogłasza alert, lecz tak naprawdę pluje pewnie sobie w brodę, że instynkt go zawiódł i uległ presji Jarosława Gowina. Poczta by się trochę 10 maja pomęczyła, ale dawno byłoby po krzyku. W doliczonym czasie gry prezydent Duda ma tylko pod górkę. Jego sztabowcy gładko zmietli z placu Małgorzatę Kidawę-Błońską (dość było ją przedrzeźniać) i już dzielili premię za wygraną, a tu znów trzeba spinać pośladki i przestawiać celowniki. Na Rafała Trzaskowskiego potrzebują ciężkiej amunicji. Co mają? Ojciec – jazzman, to od biedy jedynie elita PRL-u, „niewinni czarodzieje”, bikiniarze – towarzystwo tak niezrozumiałe i zapomniane, że aż niemożliwe do użycia. Próbują więc powtórzyć, przeprowadzoną już raz podczas wyborów samorządowych, lustrację matki Trzaskowskiego, ale tak naprawdę potrzebny jest jakiś nowy „dziadek z Wehrmachtu”. bs