MKiDN “wywiesiło” wyniki dwóch pierwszych programów grantowych w tym roku. “Wywiesiło” jest chyba trafnym tutaj stwierdzeniem, bo kojarzy się to raczej z wywieszeniem białej flagi. Z kapitulacją na drodze do reformy polskiej kultury.
W Internecie pojawiło się już kilka bardzo trafnych głosów ze strony ludzi, którzy poza dużymi instytucjami od lat organizują niezwykle cenne i ambitne projekty, które w tym roku dofinansowania nie dostały, zwracających uwagę, że udział instytucji publicznych, państwowych i samorządowych w przyznanych z konkursów dotacjach, zaczyna się zwiększać. Czyli mamy postępujący ponowny centralizm.
Popatrzmy jednak na to jak ma się organizacja naszej rodzimej kultury do modeli zagranicznych. Nasze życie kulturalne zdominowane jest przez instytucje organizowane przez samorządy i państwo. Jakoś tak od komuny się do tego przyzwyczailiśmy. Te jednostki obsadzane są dyrektorami z mianowania, czasami przy łamaniu prawa, a w najlepszym wypadku w niby-konkursach na “z góry upatrzonego kandydata”. Te fatalnie zarządzane finansowo filharmonie, teatry, muzea, opery, które konkurencję w kategorii instytucjonalnej na poziomie międzynarodowym dawno oddały walkowerem (mimo, że w kategorii indywidualnej jesteśmy nierzadko światowym liderem).
I co za tym idzie? Karuzele dyrektorskie, straty finansowe, medialne awantury, afery mobbingowe, wypalenie zawodowe pracowników i brak twórczego entuzjazmu. Ale jest wszystko fajnie. Bo mamy dyspozycyjnych dyrektorów, którzy na zawołanie lokalnego polityka zrobią jakiś koncercik plenerowy, udostępnią pomieszczenia na spotkania i imprezy parawyborcze, albo na jeden telefon załatwią miejsce pracy dla znajomego lub wynajmą do organizacji imprezy firmę, w której mamy rodzinkę a czasem nawet udziały.
Te znudzone swoją “twórczą” robotą molochy, korzystające z milionowych dotacji podmiotowych lub celowych, gdzie niedbałą księgowość zawsze jakiś polityk podreperuje jakimś podsypaniem kasy, korzystające z przewagi nad NGO w pozyskiwaniu sponsorów dzięki specjalnym ulgom podatkowym w ramach polskoładowego Sponsoring+, w KPO (brak weksli), ze sztabem ludzi i przerostem administracji, mają jednak jedną rzecz, która kilka razy do roku przyjemnie podbija im puls. Tą rzeczą są konkursy ministerialne.
Ledwie dwa dni temu oglądaliśmy Filharmonię Wiedeńską. Jedną z najlepszych orkiestr świata. Która jest przecież stowarzyszeniem. Ich zacięty konkurent, czyli Filharmonia Berlińska to fundacja. Podobnie jest z innymi tego typu szacownymi instytucjami na świecie – muzeami, teatrami, operami, filharmoniami. Światowa kultura opiera się na niezależnych, pozarządowych organizacjach
Ktoś mógłby zapytać – po co instytucji z kilkunastomilionową dotacją te kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy złotych z konkursu? Ano po to, żeby kolekcjonować je jak świecidełka. Rozkoszować się ich dyskretnym blaskiem, i podbudowywać swoją dumę i ego, które rzadko daje się podłechtać jakimś solidnym dealem sponsorskim lub realnym międzynarodowym sukcesem artystycznym (jak tournee, występ na prestiżowym zagranicznym festiwalu lub zamówienie płyty od solidnego komercyjnego kontrahenta).
Tylko czy tak wygląda “normalny” świat? Czy ręcznie sterowane przez polityków instytucje kultury są tym co tworzy światową elitę takich instytucji? Ledwie dwa dni temu oglądaliśmy Filharmonię Wiedeńską. Jedną z najlepszych orkiestr świata. Która jest przecież stowarzyszeniem. Ich zacięty konkurent, czyli Filharmonia Berlińska to fundacja. Podobnie jest z innymi tego typu szacownymi instytucjami na świecie – muzeami, teatrami, operami, filharmoniami. Światowa kultura opiera się na niezależnych, pozarządowych organizacjach, które od polityków potrzebują tylko kasy a nie pouczania czy polecenia do pracy krewnych i znajomych
W każdym razie trend wyraźnie widać. Paru dyrektorów instytucji będzie mogło pocieszyć się swoimi świecidełkami, a gdzieś w paru stowarzyszeniach i fundacjach komuś właśnie twórcze serce pękło, kiedy widzi, że prawdopodobnie będzie musiał zwinąć projekt budowany nierzadko latami.
Czy coś kiedyś ktoś z tym zrobi? Osobne konkursy dla NGO i instytucji samorządowych? Punkty karne (np. 10 na 100) dla tych ostatnich, żeby jednak premiować tych, którzy zrobią to często z większą pasją, a niekoniecznie z większym budżetem?
Marek Stanisławski