Jedyny dziś nieagresywny tłum, to tłum biegaczy. Prosto do mety i ile kto ma sił, lecz medal dostają wszyscy. Nie ma już miasta i gminy, gdzie by nie organizowano takich zawodów: po lasach, wokół jeziora, przez rynek, za babą, za węgorzem, z kogutem i św. Jakubem.

Kiedyś to się nazywało jogging, aktorka Jane Fonda uczyniła z tego światową modę. W Polsce ojcem chrzestnym masowego biegania był redaktor Tomasz Hopfer z TVP. To za jego staraniem w 1979 roku wystartował pierwszy Maraton Warszawski (wtedy Maraton Pokoju). U nas tłum biegaczy uzyskał niepodległość dopiero kilka lat temu. W Olsztynie na dobre opanował ścieżki wokół Jeziora Długiego i przy Plaży Miejskiej.

– Nie ma lepszego sposobu na utrzymanie sylwetki i pozbycie się nadwagi. To przecież tylko jeden szczebel wyżej niż nodric walking, a o ile kalorii więcej się spali – mówi typowa biegaczka po trzydziestce. W czasie zawodów, ledwie kilka z nich „walczy o miejsce”, pozostałe kobiety walczą ze sobą i dla siebie.

– Trenowałem kiedyś bieganie. Ale potem, żona, dzieci… Nie obejrzałem się, gdy miałem koło czterdziestki i brzuch. Ktoś mi powiedział: popatrz jak ty wyglądasz, weź się za siebie! Wtedy zacząłem znowu biegać, lubię się ścigać – tak mobilizuje się mężczyzna po czterdziestce.

We wszystkich biegach właśnie trzydziestolatków i czterdziestolatków jest najwięcej. To okres życia, gdy nic już nie przychodzi samo, kiedy na dobry wygląd i samopoczucie trzeba zapracować. Cechą młodości jest szybkość, starsi odpowiadają na nią lepszą wytrzymałością. Próbować można w każdym wieku.

– Dowiedziałem się, że trzeba zaczynać ostrożnie od marszobiegów, stopniowo zwiększając odcinki biegu, a skracając odcinki marszu. Powoli przekonywałem się, że jestem w stanie przebiec coraz dłuższe odcinki, a ogromnym bodźcem była wizyta u wnuka, gdy zobaczyłem, że mogę z nim biegać bez większego wysiłku (on miał wtedy 5 lat, a ja 64) – mówi jeden z seniorów olsztyńskiego tłumu biegaczy. Nie jest wcale najstarszy, jeden z uczestników rozgrywanego 25 czerwca w Olsztynie XV Biegu Jakubowego (10 km) miał lat 79.

Buty, byle spodenki i koszulka. Za trenera wystarczy rytm własnego oddechu, albo darmowa aplikacja na smartfonie: podyktuje tempo, zmierzy kilometry, obliczy ile kalorii spaliliśmy. Ambitni mogą kupić zegarek z pulsometrem i kupą innych funkcji do sprawdzenia potem w komputerze. Endorfiny są bezcenne, eforia na widok mety – niezależnie, czy biegnie się 5 kilometrów, czy maraton, czy szybko, czy na ostatnich nogach – jest podobna. Ciekawe, że w nawet najtrudniejszych biegach masowych prawie wszyscy dobiegają do mety.

Szczęśliwie i w dobrym towarzystwie, to jest kolejny powód takiego rozkwitu mody na bieganie. W regionie powstało w ostatnich 3-5 latach przynajmniej kilkanaście klubów biegacza, podajemy tylko te najbardziej rozpoznawalne; Biegam Bo Lubię Wydminy, Nidzica Biega, Rozbiegane Działdowo, Klub Biegacza Mrągowo, Amatorski Klub Maratończyka Olsztyn. Sprawiają sobie jednolite koszulki, organizują wspólne treningi i wyjazdy na imprezy. Większość ma konta na facebooku, konta, na których wcale nie ma hejtu. Przeciwnie często biegi mają cel charytatywny – dla chorego na przepuklinę oponowo-rdzeniową o Bartka Biegacze, 9 czerwca w Lubawie biegało (i jeździło rowerami) kilkaset osób. Dobry powód do biegania uskrzydla. Biegacze rywalizują zawsze fair, na łokcie nie walczą. W tym tłumie jedni ostrzegają drugich przed dziurą w asfalcie, czy korzeniem na leśnej dróżce. Na na mecie pierwsi dopingują i czekają na ostatnich, demonstrują przyjaźń. Zjednoczeni we wspólnym wysiłku, dla słusznej sprawy. Czyż tak właśnie nie tłumaczy się słowa – rzeczpospolita?

– Może się kiedyś odważę. – tak na widok tłumu biegaczy mówią kibice ze znakiem plus. Nawet jeśli nie jutro, za dziesięć lat się poderwą. Jeśli nie do biegu, to do przejażdżki rowerem, czy spaceru z kijkami.

– Bieganie jest dobre, aż do momentu… – mówią ci ze znakiem minus. Myślą oczywiście o skręconych kostkach, bolących kolanach, kurczach, kolkach, omdleniach z odwodnienia i niepotrzebnym obciążaniu serca.

Wiadomo, nic na siłę. Mając dwadzieścia kilogramów nadwagi nie próbujmy przymierzać się do maratonu. Miesiąc po zawale serca nie starajmy się sprawdzać za wszelką cenę jego formy. Ale później… po roku, dwóch regularnych treningów, sami zdziwimy się, jak daleko dobiegliśmy.

Na Warmii i Mazurach regularnie biega nieco ponad tysiąc osób. Regularnie, to znaczy 3-4 razy do roku zakłada numer startowy i sprawdza się w jakimś masowym biegu. Najliczniej obsadzony Biegu Piekarczyka w Elblągu (10 km) ukończyły w tym roku 732 osoby, I Półmaraton Ukiel w Olsztynie w 2016 roku, 574 osoby. Inne popularne biegi, półmaratony w Iławie, Węgorzewie, Ostródzie, kończy zwykle po 300-500 osób. Po 200-400 osób startuje w kilkudziesięciu (od kwietnia do końca października w każdy weekend po kilka do wyboru) biegach na 5 lub 10 km rozgrywanych od Ełku, po Susz i od Gołdapi, po Szczytno. Do tego tysiąca „zawodników”, dodajmy drugi tysiąc biegaczy bez startowych i medalowych ambicji.

Dwa tysiące na półtora miliona mieszkańców regionu. Tylko, lecz Rzeczpospolita Biegaczy ma przed sobą przyszłość. Cykliści też nie są bez szans.

Stanisław Brzozowski

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz