W projekcie „U noju/u nas” w Domu Mendelshona w Olsztynie przedstawiona została, 29 sierpnia, świeżo wydana (Wydawnictwo Czarne) książka pisarki i dziennikarki Joanny Wilengowskiej „Król Warmii i Saturna”. Spotkanie prowadziła Ewa Mazgal.
Książka jest reportażem rodzinnym. Głównym literackim materiałem autorki jest jej własny ojciec, Zygfryd/Siegfried Wilengowski urodzony w czasie wojny w Zaroślach, jednym z wybudowań Stawigudy. Ojciec, ale także Oma i Opa, babcia i dziadek, długi szereg Wilengowskich i Storków, ze Stawigudy, Plusk, Rybaków, Orzechowa, Gągławek. Tych co poginęli, tych co wyjechali i tych nielicznych, co nie wyjechali. Warmińskie rody wymierają. W ostatnim spisie powszechnym, 2021, narodowość warmińską (nie ujętą, podobnie jak mazurska w kwestionariuszu) zadecydowała się zadeklarować ledwie garstka najbardziej odpornych. Tym osobom, echt Warmjokom, richticznym Warmjkom, Wilangowska daje głos póki nie jest za późno/zu spät.
Literacki głos Mazurom dał kiedyś Erwin Kruk. Warmiacy dotąd go nie mieli. Jak dramatyczny był ich los wystarczy powiedzieć, że dziadek autorki (ojciec Zygfryda) Martin jako żołnierz Wehrmachtu przepadł gdzieś bez wieści, babka (nigdy babką nie została) Helene mając ledwie 24 lata i dwuletniego synka na rękach, została w lutym 1945 gwałtem porwana przez Rosjan aż gdzieś na Ural. Prędko zmarła tam wyzuta z wszelkiego człowieczeństwa. W toczącej się wciąż dyskusji nad przyszłością olsztyńskich „szubienic” Joanna Wilengowska ma prawo powiedzieć: „… Warmiaczkom nigdy pomnika nie zbudowano. Co tam pomniki, pomniki są głupie, ale nie dano im choćby pieśni, choćby lamentu. Dlatego postuluję lament, powszechny, warmiński i mazurski lament, obowiązkowo przynajmniej raz w roku, najlepiej w każdą rocznicę wejścia Ruskich do Olsztyna. Lament nad wszystkimi zgwałconymi kobietami i dziećmi, lament oficjalny i prywatny, nad Warmiaczkami, Mazurkami, Niemkami i Polkami, niezależnie od ich języka i poglądów, płacz i śpiew, jęki i zgrzytanie zębami. Postuluję lament leżący, lament na plecach, lament drapiący ziemię w bezsilności, na śniegu i w błocie…”
Jednak „Król Warmii i Saturna” nie tylko do lamentu się sprowadza. I autorka książki i jej ojciec, mają czas na codzienne życie, teraz w roku 2024. Mają też dość poczucia humoru i wystarczający dystans do samych siebie, ze warto przeczytać, co mają do powiedzenia.
s.brzozowski