Pewnie mnie zdegradują! Swoje oficerskie gwiazdki dostałem bowiem w roku 1978, a wszystko, co działo się wówczas powoli uznajemy za niebyłe.
Zdegradują mnie, bo choć nie miałem wówczas świadomości, że „sprzeniewierzam się polskiej racji stanu”, jednak to zrobiłem. To był rok 35-rocznicy powstania ludowego wojska polskiego, o którym dziś wypada pisać wyłącznie z małej litery.
Święto to obchodziło się w październiku, na pamiątkę bitwy pod Lenino, nielegalnej, bo nawet jeśli tam sobie trochę postrzelali, to wbrew polskiej racji stanu i pod dyktando sowietów. No i właśnie w 35 rocznicę tej bitwy, na żagańskim poligonie demonstrowaliśmy większą kompanią swoją, fałszywie pojętą, żołnierską sprawność przed byłym – już wkrótce – generałem Jaruzelskim.
To, że ani on nas nie widział, ani my jego, nas nie tłumaczy. Również to, że wcale nie byliśmy gorliwi, bo po ostrzelaniu z kałaszy jesiennego nieba i wyrzuceniu z hukiem kilku petard, zalegliśmy we wrzosach, żeby odespać zarządzoną jeszcze przed świtem pobudkę.
Spaliśmy nie wiedząc, że właśnie się „sprzeniewierzamy”. Dziś widzę jasno, że przynajmniej tym 30 szczerym rodakom z plutonu, którymi „dowodziłem”, wciskałem trujący kit. A należało się zerwać, popędzić w kierunku generalskiej trybuny i ostrzelać ślepakami wszystkich stojących tam sowieckich pachołków. Nawet jeśli mieli orzełki na czapkach, to przecież bez korony i prędko potem WRONa się z tego wykluła.
Bez bicia poddaję się więc ustawie degradacyjnej. Nie trzeba nawet zawracać głowy Pana Prezydenta, na służalczych ex-oficerków komunistycznej armii, wystarczy Pan Minister Obrony. Łatwo mu przyjdzie zrywać gwiazdki, bo pewnie sam w wojsku być nie zdążył. /bs/