Liderka antyszczepionkowców Justyna Socha została dzisiaj przez poznański sąd skazana za pomówienie znanego epidemiologa Pawła Grzesiowskiego, założyciela fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń. Przy tej okazji publikujemy tekst Krzysztofa Pipały przypominający skąd się wzięła teoria nt. szkodliwości szczepień.

 

Jest to klasyczna historia o tym, jak nieprawdziwa teoria nieodpowiedzialnego naukowca, rozpowszechniona w mediach przez ignorantów, może doprowadzić do tragedii, a nawet śmierci wielu ludzi.

Otóż w roku 1998 pewien brytyjski chirurg, Andrew Wakefield, opublikował w szacownym periodyku medycznym „The Lancet” wyniki swoich badań, które sugerowały, że autyzm może być konsekwencją szczepień przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR). Owe szczepionki aplikuje się dzieciom pod koniec drugiego roku życia. Niepoddana weryfikacji informacja szybko rozniosła się po świecie i w wielu krajach, przede wszystkim tych, w których szczepienia dzieci były dobrowolne, czyli uzależnione od woli rodziców, odstępowano od nich. Z roku na rok sytuacja stawała się groźna. Aby bowiem zapobiec epidemii odry, szczepieniu powinno zostać poddane 95 procent populacji. W tej chwili globalny zasięg pierwszej dawki szczepionki przeciwko odrze zatrzymał się na poziomie 85 proc., natomiast drugiej – utrwalającej, obejmuje jedynie 67 proc. mieszkańców globu. Ta druga liczba oddaje rzeczywisty procent mieszkańców naszego świata, którzy zostali w pełni uodpornieni na tę chorobę. Skoro więc epidemiolodzy twierdzą, że aby uniknąć epidemii należy zaszczepić 95 proc. populacji, to znaczy, że może ona wybuchnąć w każdej chwili.

Mądrość ludowa, a raczej głupota, znajduje pożywkę dla irracjonalnych przekonań i zachowań. W Polsce jest dla niej wybitnie podatny grunt

Odra nie jest niegroźną chorobą wieku dziecięcego, jak to się przyjęło uważać w wielu krajach, w tym oczywiście także w Polsce. Wielu nieszczepionych ludzi przechodzi ją bez ubocznych skutków dla zdrowia, ale wcale nierzadkie są przypadki powikłań, ujawniających się zapaleniem mózgu, zapaleniem płuc, infekcjami ucha, a nawet utratą wzroku. Na śmierć w wyniku zachorowania na odrę narażone są szczególnie niemowlęta, dzieci z osłabionym układem odpornościowym oraz te, które ze względu na inne choroby, nie mogą otrzymać szczepionki MMR. W tej sytuacji istotne jest, by inne dzieci znajdujące się w ich towarzystwie, były zaszczepione. No… ale mądrość ludowa, a raczej głupota, znajduje pożywkę dla irracjonalnych przekonań i zachowań. W Polsce jest dla niej wybitnie podatny grunt.

Ale najpierw przypomnijmy w skrócie, jak narodził się mit o autyzmie poszczepiennym. Choroba ta pojawia się otóż u dzieci między 18 a 24 miesiącem życia, a więc akurat w tym czasie, gdy dzieci poddaje się szczepieniu. Teoria Wakefielda wydawała się więc mieć logiczne podstawy, tym bardziej, że na jej potwierdzenie lekarz przywołał wyniki swoich badań. Z czasem wyszło jednak na jaw, że badania te sponsorowane były przez organizację zrzeszającą rodziców, którzy zamierzali pozwać firmy farmaceutyczne o odszkodowania za choroby rzekomo spowodowane przez szczepionki. To był pierwszy sygnał, że lekarz jego hipoteza mogą nie być wiarygodne.

nieprawdziwe informacje o tym że szczepionki MMR mogą spowodować autyzm obejmowały coraz więcej krajów i siały niepokój w sercach rodziców małych dzieci

Na światło dzienne zaczęły powoli wychodzić kolejne fakty. Takie na przykład, że teza o związku szczepień z autyzmem gotowa była na długo przed przeprowadzeniem przez Wakefilda jakichkolwiek badań. Nieprawdziwa okazała się też liczba dzieci poddanych badaniom, a wszystkie, u których je przeprowadzono, jeszcze przed podaniem szczepionki cierpiały na różnego rodzaju schorzenia neurologiczne. Jednym słowem – lekarz po prostu fałszował wyniki swoich badań, a nieprawdziwe informacje o tym że szczepionki MMR mogą spowodować autyzm obejmowały coraz więcej krajów i siały niepokój w sercach rodziców małych dzieci. Nic tedy dziwnego, że w krajach, w których nie było obowiązku szczepień, rodzice z nich rezygnowali.

Stało się tak między innymi dlatego, że badania naukowców, którzy postanowili na własną rękę zweryfikować hipotezy Wakefielda, musiały pochłonąć sporo czasu, równie długo trwało udowadnianie mu przed sądem, że sfałszował badania i doprowadził do dużego zagrożenia dla życia wielu ludzi. Wyszło także na jaw, że podważając swoimi fałszywymi badaniami zaufanie do znajdujących się na rynku szczepionek planował rozpocząć produkcję własnych leków immunologicznych oraz opracowanej ponoć przez siebie lepszej szczepionki przeciwko odrze. Nic jednak z zapowiadanych przez niego planów biznesowych nie wyszło.

Dopiero po wielu latach od puszczenia w globalny obieg fałszywej hipotezy o autyzmie wywoływanym przez szczepionkę MMR, Wakefield doczekał się ostatecznego wyroku sądowego. Za oszustwa i złamanie etyki zawodowej został pozbawiony wykonywania zawodu.

Wyrok wyrokiem, ale jego teoria o szkodliwości szczepień pokutuje wśród wielu, wydawałoby się, że wykształconych i obytych w świecie ludzi do dziś. Wśród nich są też cwaniacy, którzy próbują na tej hipotezie zbić polityczny kapitał.

W Polsce taką osobą może być niejaka Justyna Socha. To mieszkająca w Poznaniu agentka ubezpieczeniowa, która w 2015 r. startowała bez powodzenia do Sejmu z listy Kukiz’15. Pani ta, odznaczająca się wyjątkowym tupetem, założyła stowarzyszenie STOP NOP, grupujące rodziców, którzy wierzą, że MMR wywołuje autyzm. Justyna Socha zebrała wymaganą liczbę stu kilkudziesięciu tysięcy podpisów i projekt ustawy o dobrowolności szczepień wprowadziła pod obrady parlamentu. Oczywiście jako projekt poselski PiS, bo prezes Kaczyński zapewne uznał, że w nadchodzących wyborach warto mieć wsparcie 150 tysięcy antyszczepionkowców. Żal było patrzeć na konformizm lekarzy z legitymacją poselską partii PiS, gdy skwapliwie przytakiwali autorom antyszczepionkowego projektu.

Obrady Sejmu nad nim były niezwykle burzliwe. Słuchając demagogicznych wystąpień Justyny Sochy i posłów PiS, które nie miały najmniejszych związków z badaniami naukowymi, Jarosław Pinkas, krajowy konsultant w dziedzinie zdrowia publicznego ogłosił: To jest dzień mojej porażki jako nauczyciela akademickiego.

Jedna grupa idiotów tu przychodzi, a druga grupa idiotów ich popiera. Idioci popierają idiotów?

Bezlitosny był natomiast znany z kwiecistego i dosadnego języka poseł Stefan Niesiołowski. – Proponuję – mówił – żeby jeszcze przygotować inicjatywę przeciwko teorii Kopernika, bo jak widać, przecież Słońce krąży wokół Ziemi, przeciwko transfuzji krwi, teorii ewolucji, przeciwko kolei żelaznej, która była określona jako dzieło szatana i musi być potępiona, przeciwko oświetleniu ulic w nocy, dlatego że jest to wbrew naturze. Cały ten pomysł jest po prostu pomysłem idiotycznym. Jedna grupa idiotów tu przychodzi, a druga grupa idiotów ich popiera. Idioci popierają idiotów?

Na swoje pytanie Stefan Niesiołowski nie otrzymał odpowiedzi, natomiast głosami posłów PiS i ich przybudówki, czyli Kukiz’15, projekt skierowano do dalszego procedowania w komisji.

Chyba zrządzenie losu sprawiło, że w następnych dniach odnotowano w Polsce kilkadziesiąt przypadków zachorowań na odrę u nieszczepionych dzieci. Prezes Kaczyński nie zachorował, ale zorientował się, że dalsze procedowanie projektu antyszczepionkowców przyniesie mu więcej szkody niż pożytku i 9 listopada Sejm projekt odrzucił. Głosowali za tym również wszyscy posłowie PiS, którzy kilka dni wcześniej utrzymywali, że należy go skwapliwie rozpatrzyć.

WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) opublikowała raport, którego dane są wielce niepokojące. W roku 2017 aż o 30 procent wzrosła liczba zachorowań na odrę w porównaniu z rokiem 2016, a 110 tys. osób spośród tych, które zachorowały, zmarło. Tenże raport podaje też, że w latach 2000-2017 dzięki szczepieniom przeciwko odrze uratowano na świecie życie 21 milionów ludzi.

W Polsce, między 1 stycznia a 30 listopada 2018 r. zanotowano 220 zachorowań na odrę. Rok wcześniej było ich tylko 62.

Krzysztof Pipała

Autor jest redaktorem naczelnym Głosu Polonii kanadyjskiej w Kolumbii Brytyjskiej